O drobnoustrojach, które skolonizowały Ziemię mówi mikrobiolog, dr n. med. Alfred Samet.
Większość ludzi, spytana do jakiego świata należą bakterie, odpowiedziałaby, że do świata zwierząt. Tymczasem bakterie to rośliny. Co prawda dość nietypowe i tajemnicze. Posiadają wszystkie elementy potrzebne do samodzielnego życia, a namnażają się tak szybko, że w ciągu 48 godzin z komórki macierzystej powstać może ponad miliard komórek dziedzicznych.
– Pojawiły się na Ziemi jako pierwsze istoty żywe i patrząc na nie z perspektywy trzech i pół miliarda lat, oceniam je jako upadłą cywilizację – oczywiście to moje prywatne zdanie. Skolonizowały naszą planetę i narzuciły prawa, z którymi musimy się liczyć. W praktyce nie oznacza to w żadnym razie, że należy się ich bać, trzeba jedynie wiedzieć, jak z nimi współżyć – mówi dr Samet. I kontynuuje:
Te jednokomórkowe rośliny żyją wszędzie. W wodach słodkich i słonych, glebie i pożywieniu, w drobinkach kurzu, wewnątrz organizmów i na powierzchni zwierząt i roślin. Ściana komórkowa chroni je przed zmienną temperaturą, środkami odkażającymi i wilgocią, zabezpiecza przed rozpadem i nadaje kształt. Mają formy kuliste (ziarenkowce, gronkowce), cylindryczne (pałeczki, laseczki), spiralne (przecinkowce, krętki) oraz nitkowate. Bezwzględna ich większość jest pożyteczna i to do tego stopnia, że życie bez nich nie byłoby możliwe. Tylko niewielki procent bakterii jest chorobotwórczy – i właśnie nimi zajmuje się mikrobiologia kliniczna.
Także w naszych organizmach bakterie są wszędzie, z wyjątkiem miejsc jałowych. Te jałowe miejsca to na przykład układ nerwowy, jama otrzewna, mózg, wnętrze gałki ocznej. Także płód w łonie matki jest jałowy (chyba że ulega zakażeniu wewnątrzmacicznemu), dopiero przechodząc przez kanał rodny nabywa bakterie od matki, te mu jednak nie szkodzą. Szkodliwe mogą natomiast być bakterie ze świata zewnętrznego i jeśli tak się zdarzy, występuje zakażenie szpitalne.
Każdy człowiek ma bakterie dla niego właściwe, tworzące indywidualną florę. I ta flora chroni nas przed atakiem drobnoustrojów ze świata zewnętrznego. W jelitach, szczególnie w jelicie grubym wykrywa się bakterie w wielkich ilościach – tu na 1 gram kału ludzkiego przypada 10 do 11 potęgi drobnoustrojów. Niektórzy mówią, że gdyby wszystkie te znajdujące się w nas i na nas bakterie zważyć, byłby to ciężar przekraczający dwa kilogramy.
Czy obok własnego genomu posiadamy też genom określonych bakterii, towarzyszących nam od początku do końca życia – na to pytanie nie znamy jeszcze odpowiedzi. Trudno jednak wątpić, że flora własna to jeden z ważnych elementów immunologii człowieka. Na przykład nie może być zdrowa kobieta – chodzi mi o procesy zapalne w miednicy małej – jeżeli nie posiada swojej stałej flory, związanej z pałeczkami kwasu mlekowego, bo one wytwarzają odczyn kwaśny pH, stanowiący podstawę dla zdrowia.
Częste mycie skraca życie
Tak, w tym popularnym porzekadle zawarte jest ziarnko prawdy. Naturalnie myć się należy, by usunąć brud. Brud – czyli tłuszcz plus nabłonki plus warstwa bakterii – brzydko pachnie, gdy bakterie rozpuściły pot i łój ludzki. Jeśli jednak myjemy się środkami zawierającymi detergenty, usuwają one także warstwę ochronną skóry, częściowo nasze własne bakterie i ułatwiają kolonizację obcym drobnoustrojom. A jeśli lubimy wylegiwać się w wannie, dodając do wody jakieś środki chemiczne – a przecież nie wiemy, co wlewamy – to rozmiękczona skóra ułatwia obcym bakteriom penetrację. Szczególnie kobiety nie powinny kąpać się w ten sposób. Powinny brać prysznic, a mydło jest tym lepsze, im mniej w nim chemii. Głęboka ingerencja we własną florę prowadzi do wystąpienia różnych zespołów chorobowych. Popularne są ostatnio ziołowe kąpiele – trzeba je stosować jednak z umiarem. Każda kąpiel pozbawia człowieka warstwy ochronnej, jednak kąpiele ziołowe są korzystniejsze, gdyż mniej obniżają napięcie powierzchniowe niż detergenty oraz mniej naruszają warstwę łojową naskórka i naturalną florę ochronną.
Po okresie zachwytów dla cudowności chemicznych środków kosmetycznych wracamy do środków naturalnych. Zupełnie tak samo, jak z karmieniem niemowląt, którym gorąco zalecano mleko krowie, a teraz cały świat krzyczy: tylko mleko matki.
Gronkowiec złocisty
Gronkowce należą do bakterii najbardziej ludziom znanych. Następną często wymienianą bakterią jest czerwonka lub rzeżączka, prątki Kocha mniej są znane niż dawniej. Gdy byłem chłopcem wyzywaliśmy się brzydko od „gruźlików”, a bywało, że nawet od „syfilityków” – teraz takich epitetów się nie używa, zniknęły z pojawieniem się antybiotyku streptomycyny. Aczkolwiek gruźlica nie zniknęła, obecnie towarzyszy najczęściej AIDS, alkoholizmowi, narkomanii.
Z tego, że o gronkowcach tak wielu ludzi słyszało, zbyt wiele nie wynika. Zdarza się, że zgłaszają się do mnie przerażeni pacjenci, bo „odkryto” u nich gronkowce w jamie nosowo-gardłowej. A wykrycie gronkowców to nie jest żadna choroba, są one naturalnymi składnikami flory. Z ponad 40 rodzajów gronkowca chorobotwórczy jest np. gronkowiec złocisty – nazwa wzięła się stąd, że wytwarza on żółty barwnik. Nie niszczą go niskie temperatury, zabija go dopiero ciepło powyżej 60 stopni. Często jest on przyczyną ostrych zatruć – klasycznym przykładem zatruć tą bakterią jest zatrucie lodami, które były rozmrożone i ponownie zamrożone. W rozmrożonych lodach gronkowce się namnażają i wytwarzają toksyny, gdy zaś lody zostają ponownie zamrożone, gronkowce mnożyć się przestają, ale toksyny nic ze swojej zjadliwości nie tracą. Tak samo dzieje się w mięsie, kaszance i wszystkich przetworach zawierających krew, która jest pożywką dla bakterii. Sól, stosowana jako środek konserwujący, gronkowcowi złocistemu nie przeszkadza. Z produktami mrożonymi trzeba uważać, a gdy mamy wątpliwości, nie wolno dawać ich zwierzętom, bo one też ulegają zakażeniu. Szczególnie wrażliwe na egzotoksyny są koty, stąd powiedzenie „rzyga jak kot”.
Ludzkie szczepy gronkowca złocistego mogą przechodzić na zwierzęta i odwrotnie; w czasie mojej kilkudziesięcioletniej praktyki spotkałem się z takimi przypadkami. Ukochany ratlerek okazał się przyczyną czyraczności jednego z członków rodziny, a gdy piesek został wyleczony, wszystko wróciło do normy.
Występujące powszechnie gronkowce ludzkie i zwierzęce, nazywane również „pozaszpitalnymi”, charakteryzują się wrażliwością na wszystkie lub prawie wszystkie antybiotyki. Istnieją także „gronkowce szpitalne”, które są zwykle wielooporne.
Czyraki i inne ropnie
Gronkowiec złocisty najczęściej wywołuje wszelkiego rodzaju ropne choroby skóry, atakując uszkodzenia w skórze albo namnażając się w miejscach osłabionych. Rozwija się zawsze w gruczołach przywłośnych, dlatego nie ma czyraków na skórze nieowłosionej. Najbardziej groźne są czyraki głowy powyżej kącika ust, gdyż stamtąd bakterie dostają się do naczyń krwionośnych głowy, gdzie mogą powodować bardzo ciężkie zakrzepice.
Każdy czyrak ma łączność z łożyskiem krwionośnym, tylko organizm walczy i likwiduje zagrożenie. Jeśli jednak z jakichś przyczyn go nie zwalczy, bakteria ta wywołać może posocznicę oraz ropnie w śledzionie, wątrobie, nerkach, a przebieg tej choroby może być bardzo szybki i dramatyczny. Dlatego należy unikać wszelkich manipulacji przy czyrakach. Nie jest także polecana maść ichtiolowa, niegdyś szeroko stosowana, bo uważa się, że ma ona właściwości rakotwórcze. Czyrak musi być wyleczony do końca, bo wtedy organizm się uodparnia i drugi raz na tę chorobę już nie zapada.
Inną grupą chorób związanych z gronkowcem złocistym jest czyraczność mnoga, czyli karbunkuł, klasyczna choroba obozów koncentracyjnych niemieckich i sowieckich. Aby do tej choroby doszło, muszą być zaburzone pewne mechanizmy obronności, w obozach łączyło się to z niedożywieniem, brakiem podaży białek; obecnie najczęściej chorują na nią alkoholicy.
Jeszcze groźniejsze od posocznic są syndromy toksyczne. Najlepiej opisana jest choroba tamponowa u kobiet, a zdarza się także młodym ludziom biorącym anaboliki, powodujące przerost mięśni. Gdy dochodzi do zakażenia, wystąpić może toksemia. To bardzo rzadka jednostka chorobowa, ale o tak szybkim przebiegu, że śmiertelność przekracza kilkadziesiąt procent. Objawia się wysoką temperaturą, zaburzeniem świadomości, halucynacjami. W takich przypadkach gronkowiec staje się superantygenem i działanie jego jest wielokrotnie większe, można to porównać z ukąszeniem przez pszczoły ludzi wrażliwych na ich jad.
Najbardziej dramatycznym przypadkiem tego rodzaju była pewna pani, która zakłuła się kolcem róży. Palec spuchł, poszła do apteki, kupiła środek odkażający i przeciwbólowy, ale obrzęk się powiększał, ręka puchła, zaczerwienienie się rozszerzało. Dopiero, gdy zaczęła mówić od rzeczy, mąż zawiózł ją do szpitala. Ukłuła się około godziny 17.00, a o drugiej w nocy była hospitalizowana z ropowicą przedramienia i zespołem wstrząsu toksycznego. Przeżyła, uratowano też jej kończynę.
W tym przypadku zawinił nie tylko gronkowiec, ale szczególna nadwrażliwość na antygeny bakteryjne. Dlaczego u niektórych ludzi taka nadwrażliwość się zdarza, nie wiadomo do tej pory, wiadomo tylko, że reakcja chirurgiczna musi być błyskawiczna.
Łatwa do wyleczenia w początkowym okresie, a trudna w stanie zaawansowanym jest zanokcica. Najczęściej dotyczy okolicy płytki paznokciowej palucha, jeśli zatniemy się przy wycinaniu skórek. Gdy gronkowiec usadowi się w rance, uszkadza leukocyty, które podążają, by ograniczyć ranę, a jeśli zdąży utworzyć się skrzep – rozpuszczają go i w ten sposób tworzą ropę. Ropa to rozpadłe tkanki, płyn komórkowy, leukocyty i bakterie. Ponieważ gronkowiec ma tendencję do głębokiej penetracji, jeśli nie zareagujemy prawidłowo i w odpowiednim czasie, choroba będzie się potęgować i opierać leczeniu. A musi być wyleczona do końca, bo bakterie mają zdolność przechodzenia w stan utajony i wystarczy delikatne uderzenie, by powstały warunki, w których będą się mnożyć na nowo.
W Polsce jest taki niedobry obyczaj, że ludzie sami sobie ordynują antybiotyki. Jedni przy byle okazji zjadają resztki, które zostały po wcześniejszym leczeniu, inni uważają antybiotyki za truciznę i nie przyjmują, mimo że lekarz zapisał. A przykładów osób, które przerwały leczenie, mogę podać dziesiątki. – Mały przestał gorączkować, to po co go będę truła – mówi mama. Często takie zachowanie wynika z niewiedzy. Obowiązkiem lekarza jest wyjaśnienie, po co i dlaczego przez określony czas trzeba przyjmować lek. Pacjent musi wiedzieć, co mu dolega i w jaki sposób lekarz pomaga mu się bronić.
Najlepszą obroną przed gronkowcem jest mycie rąk. Bakterie nie skaczą, muszą być przeniesione: na rękach albo w kropelkach śliny. Mikrobiologowie policzyli, że człowiek w ciągu dnia dotyka sto razy swego nosa. A w nosie jest naturalne miejsce pobytu gronkowca złocistego, 30 procent ludzi zdrowych ma te bakterie i nic złego z tego nie wynika. Ale przeniesione na innego człowieka mogą czasem zaszkodzić.
Gdyby w naszych szkołach, zamiast uczyć o bakteriach z książek, pokazywało się je dzieciom, gdyby one na własne oczy zobaczyły, co jest na ich dłoniach, nawyk mycia rąk byłby o wiele łatwiejszy do wdrożenia. A pokazy takie można przecież robić bez większego trudu.
Rozmawiała Wiesława Kwiatkowska
Zobacz również:
- Bakterie przyjazne i chorobotwórcze
- Choroby weneryczne – wirusy, bakterie, grzyby, pierwotniaki
- Bakterie gnilne – śmiertelne zagrożenie dla człowieka
- Bakterie beztlenowe – jakie choroby wywołują
- Geranium – niszczy bakterie i wirusy