O wpływie COVID-19 na zdrowie naszych oczy mówi prof. dr hab. Jerzy Szaflik, okulista.

 

– Panie Profesorze, mimo że COVID-19 często atakuje układ nerwowy, jak się wydaje, pozostawia w spokoju nerwy wzrokowe. Czy to prawda?

– Do tej pory nie stwierdzono, by wwyniku przejścia COVID-19 zaatakowane zostały nerwy odpowiadające za widzenie. To bardzo dobra wiadomość. Ale w kontekście pandemii jest też wiadomość gorsza. Wzrok Polaków w ostatnim roku uległ znacznemu pogorszeniu. W obawie przed zakażeniem pacjenci przestali chodzić do okulisty. Wizyty są przekładane lub odwoływane. Przez to bardzo cierpi diagnostyka, a w ślad za tym – leczenie. W rezultacie Polacy widzą coraz gorzej i w wielu wypadkach sprowadzają na siebie zagrożenie, które może doprowadzić do trwałego upośledzenia wzroku, a nawet do ślepoty.

 

– Nie ma w tym przesady?

– Zdecydowanie nie. Mam na myśli przede wszystkim opóźnienia w diagnostyce jaskry, co w tej chwili staje się problemem palącym. Roczne opóźnienie w zdiagnozowaniu tej choroby może doprowadzić do takiego zaawansowania procesu chorobowego, że jego zahamowanie stanie się już niemożliwe. A to prowadzi do utraty wzroku.

 

– Jaką substancję należy regularnie dostarczać oczom, by jak najdłużej mogły funkcjonować wsposób nienaganny?

– Najważniejsza jest oczywiście luteina, którą – wraz z tym, jak przybywa nam lat – powinniśmy aplikować oczom w coraz większych dawkach. Dobrze jest, gdy towarzyszy jej zeaksantyna.

(RW)

Żyj Długo