ZBAWIENNE DLA ZDROWIA SKUTKI KĄPIELI ZNALI JUŻ STAROŻYTNI i wcale nie chodziło jedynie o zabiegi higieniczne. Zauważyli oni, że częste taplanie się w naturalnych bądź sztucznych zbiornikach wodnych znacznie zwiększa odporność organizmu na nieuchronne kontakty z niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi. Dziś byśmy powiedzieli, że wzmacnia nas immunologicznie.
Nie muszą to wcale być jakieś specjalne kąpiele w wodach o przebadanych właściwościach leczniczych. Nawet najzwyklejszy basen – raz w tygodniu, ale regularnie odwiedzany już od wczesnej jesieni – wzmocni naszą odporność.
Szczep się w... basenie
Skąd się bierze takie działanie zajęć basenowych? Po pierwsze – zawsze jest to związane z ruchem, a już samo to jest dla zdrowia z pewnością lepsze niż kolejna godzina przed telewizorem czy komputerem.
Po wtóre – ten ruch w czasie pływania jest bardzo specyficzny – mało które zajęcie ruchowe uruchamia aż tyle mięśni. A nawet jeśli to pływanie nie za bardzo nam wychodzi, to i tak wszelkie zabawy w wodzie sięgającej powyżej pasa mocno angażują kolosalną większość naszych mięśni.
Po trzecie – temperatury w basenach kąpielowych są sporo niższe od temperatury ciała, a to zmusza organizm do ochrony przed zimnem. Basen jest swego rodzaju „szczepionką antyprzeziębieniową” – organizm sam musi sobie poradzić z omywającym go chłodem. No i jakoś mu się to udaje, nabiera „wprawy”, a wtedy nawet ostre przemarznięcie na przystanku komunikacji miejskiej w siarczysty mróz może się okazać dla niego fraszką. I o to chodzi!
Po czwarte wreszcie – umiejętność pływania jest podstawowym kluczem do korzystania z dobrodziejstw takich dziedzin rekreacji, jak turystyka kajakowa, żeglarstwo śródlądowe, morskie i oceaniczne, nurkowanie... Warto tylko pamiętać, że nawet dobra umiejętność pływania w basenie absolutnie nie daje pojęcia o pływaniu w nurcie choćby leniwie płynącej rzeki czy w rozfalowanym jeziorze albo nawet spokojnym, ale w czasie bardzo silnej ulewy – to są zupełnie inne bajki!
Z mydłem na grzyba
Jak to jest z tymi „czyhającymi” na nas w basenach grzybicami i innymi infekcjami?
W latach sześćdziesiątych zeszłego stulecia w najprzeróżniejszych basenach publicznych spędziłem mnóstwo godzin – z pewnością grubo ponad trzy tysiące. Myślę, że mało kto ma szansę na porównywalną liczbę przez całe swoje życie. I... nic! Żadnej grzybicy czy innej infekcji nie złapałem. Takie same doświadczenia dotyczą także sporej grupy moich kolegów i koleżanek. To nie może być przypadek. Inna sprawa, że nasi trenerzy wpoili nam po każdym treningu rozbieranie się pod prysznicami do naga i dokładne mycie się... zwykłym mydłem. Nawyk pozostał do dziś.
Potem, już w czasie studiów, robiliśmy stricte naukowe badanie działania roztworu mydła na drożdże, pleśnie, bakterie oraz ich zarodniki. Wynik był bardzo pouczający: działanie to jest wręcz porażające. Nie wiem, czy dzisiejsze cuda kosmetyki: najprzeróżniejsze szampony, balsamy i inne żele pod prysznic równie skutecznie tłuką te drobnoustroje, ale zawsze jest prosty sposób – dokładnie umyć się wpierw zwykłym mydłem, a potem zastosować jakiś hiper-, super-, ekstrakosmetyk.
Proste? Myślę, że także niekłopotliwe.
Mors też człowiek
Sensacje wzbudzają ludzie kąpiący się w przeręblach. Świadkujący tym zajęciom zwykle patrzą na nich z ogromnym uznaniem, podziwem nawet i... ciarkami na plecach. Nigdy tego nie próbowałem, choć raz zdarzyło mi się skakać do przerębli na ratunek (wyczynowi pływacy z moich roczników byli dokładnie szkoleni w ratownictwie wodnym). Moje wspomnienia z tej akcji nie należą do przyjemnych i w szeregi morsów zapewne nigdy nie wstąpię.
Jednak, ze zwykłej ciekawości, popytałem jednego takiego „przeręblarza”, jak on się do tego przygotowuje. Otóż nic nadzwyczajnego w tym nie ma. Najzwyczajniej w świecie kąpie się on w otwartych akwenach prawie codziennie począwszy od lata aż do... następnego. Gdy trzeba już rąbać przeręble, po kąpieli rozgrzewa się w saunie.
Na podchwytliwe pytanie, czy nie lepiej i szybciej rozgrzać się szklaneczką alkoholu, popukał się znacząco w czoło i nic więcej nie powiedział. Chyba wyszedłem wtedy na głupka...
Sauna czyści w środku
Najpopularniejsze u nas sauny parowe mają równie zbawienny dla odporności organizmu wpływ jak korzystanie z basenów czy wszelkiego autoramentu aquaparków. Najczęściej są one lokalizowane właśnie przy takich obiektach.
Przebywanie w bardzo gorącej parze wodnej, przerywane krótkimi kąpielami w kadzi z zimną wodą lub pod zimnym prysznicem, działa na organizm nie tylko hartująco, ale i oczyszczająco – wraz z dużą ilością potu ciało pozbywa się sporej ilości substancji „odpadowych”. To działa podobnie jak układ moczowy – co zbędne, to na zewnątrz i... spłukać!
Sztuczne słońce. Bez przesady
Nie ulegając coraz bardziej szkodliwej dziś modzie na „wiecznie” bardzo brązowe ciało, warto z umiarem korzystać z dobrodziejstw solarium w okresie od jesieni do kolejnego lata. Najczęściej spotykane obecnie łóżka solariowe emitują w sporej dawce promienie ultrafioletowe – nad twarzą są dodatkowe źródła tego promieniowania, ale też tłuką wszelkie drobnoustroje, co może być zbawienne dla osób bardzo podatnych na infekcje.
Mało tego, że promienie UV działają na powierzchnię skóry, to jeszcze docierają skutecznie w głąb ciała i potrafią zgnieść jednokomórkową „zarazę” także w naszych zatokach, a to już jest sporo warte. Kto raz walczył farmakologicznie z poważną infekcją zatok, ten na pewno doceni tę metodę.
Warto zatem rozsądnie przemyśleć korzystanie z basenów, saun i solariów. Od wielu lat raz w tygodniu odwiedzam basen. Zaczynam od sauny, potem pływam, a kończę na solarium – ale wcale nie musi to być w tej akurat kolejności. A że średnio trzy razy w tygodniu ganiam jeszcze po polach z kijkami (zimą to narty biegówki!) niezależnie od pogody, to i nie smarkam po kątach, czego też serdecznie życzę wszystkim Czytelnikom…
Zygmunt Skibicki