Często słyszy się wokół o niebezpiecznych rasach psów, debatuje publicznie nad tym czy ratlerek do tych ras należy, czy nie, kto i jakie listy gończe ma przygotować, ale nadal niewiele osób wie, co zrobić, gdy pies – nawet jeśli nie ma go na żadnej liście – pokąsał. W wyniku tej niewiedzy, natychmiast po pogryzieniu, każdy poszkodowany co tchu w piersiach, lub ile koni mechanicznych w aucie, gna wprost do Szpitala Zakaźnego celem zaszczepienia się przeciw wściekliźnie. Nawet jeśli pogryzł go pies sąsiada lub podrapał kotek sąsiadki, który nigdy jej mieszkania nie opuszczał.

 

Trudno się w zasadzie zwykłym ludziom dziwić, że tak się boją tej skądinąd śmiertelnej choroby. Trudniej jednak nie dziwić się lekarzom, którzy czasem nawet bez zbadania pacjenta, o zebraniu dokładnego wywiadu, czy podaniu anatoksyny przeciwtężcowej nie wspominając, niezwłocznie kierują go do Zakaźnego.

Owszem wścieklizna jest chorobą śmiertelną, ale tylko wtedy, kiedy doszło do zakażenia wirusem tej choroby. A żeby do tego doszło, musi dojść do pogryzienia lub polizania przez chore na wściekliznę zwierzę skaleczonej skóry człowieka lub do zetknięcia się tejże śliny z jego spojówkami bądź śluzówkami. Wirus wścieklizny znajduje się bowiem w ślinie chorego zwierzęcia. Może też dojść do zakażenia przy zanieczyszczeniu rany tkanką mózgową chorego, czy częściej padłego zwierzęcia, gdyż mózg jest miejscem, gdzie ten wirus przebywa najchętniej. A zanieczyszczenie takie miewa najczęściej miejsce, gdy zbyt pazerny człowiek odziera znalezione w lesie, na łące, czy polu padłe zwierzę futerkowe. O właśnie, wścieklizna jest chorobą, która tyczy wyłącznie ssaków. I takiej odpowiedzi udzieliłem pacjentce, która chciała poddać się szczepieniu, ponieważ (to autentyk) pogryzł ją sumik akwaryjny!!! A wszak to ryba, która w dodatku nie miała szansy na kontakt z dzikimi zwierzętami.

Reklama

 

Mówiąc serio – najczęściej na wściekliznę chorują w Polsce lisy, borsuki i jenoty. Ale też i zwierzyna płowa, wiewiórki – nawet te sympatyczne z parków – oraz nietoperze. Mogą one przekazać tę chorobę domowym kotom czy psom, tocząc z nimi walki, a nawet bydłu domowemu, które często staje się ofiarą napaści chorych zwierząt.

Stąd od razu nasuwa się kilka wniosków odnośnie tego, jak zapobiegać zarażeniu zwierząt domowych wścieklizną. Otóż należy szczepić przeciw niej domowe psy i koty, nie wypuszczać ich swobodnie nawet po szczepieniu na pola, łąki i do lasu – zwłaszcza w okolicach, gdzie wśród zwierząt dzikich notuje się przypadki zachorowań na wściekliznę. Informacji na ten temat udzielają stacje sanepid, wójtowie i sołtysi oraz placówki weterynarii. Nie należy też na takich terenach wypasać bydła bez opieki. W przypadku, gdy mimo to wypasane zwierzę nosi ślady pokąsania, należy poprosić o konsultację lekarza weterynarii.

Pod żadnym pozorem nie wolno też zbliżać się do dzikich zwierząt, zwłaszcza tych, które zachowują się nienaturalnie – to znaczy nie uciekają na nasz widok. Absolutnie niedopuszczalne jest dotykanie padłych dzikich zwierząt, tym bardziej ich oprawianie– choćby skórka była najpiękniejsza na świecie. Natomiast jeśli mimo takich środków ostrożności dojdzie do pokąsania przez dzikie zwierzę, należy niezwłocznie zgłosić się do lekarza.

W przypadku zaś pokąsania lub podrapania przez domowego psa lub kota, należy w miarę możliwości ustalić jego właściciela, spisując personalia. Obowiązkiem właściciela zwierzęcia, w którego wyegzekwowaniu musi nam pomóc policja, jest okazanie aktualnego świadectwa szczepienia swego podopiecznego, a następnie poddanie zwierzęcia na własny koszt obserwacji weterynaryjnej i przedstawienie świadectwa weterynaryjnego, że jest ono zdrowe. My w międzyczasie kontaktujemy się z najbliższym gabinetem chirurgicznym, a nie – – co najczęściej ma miejsce – ze Szpitalem Zakaźnym – celem ustalenia, czy należy poddać się szczepieniu anatoksyną przeciwtężcową oraz dla fachowego zaopatrzenia rany. Wcześniej sami kilkakrotnie przemywamy ranę wodą z mydłem, następnie dezynfekujemy sterinolem, jodyną itp.

Gorzej, gdy pokąsa pies lub kot biegające dziko. Wówczas najlepiej jest zwierzę schwytać i samemu poddać obserwacji weterynaryjnej. O ile zaś ono padnie lub zostanie zabite – chroniąc ręce rękawicami umieścić je w worku foliowym i jak najszybciej dostarczyć do weterynarza. O ile zaś zwierzę, które pokąsało wałęsa się w danej okolicy od dłuższego czasu, można, choćby systematycznie je dokarmiając, obserwować czy nie zachoruje i nie padnie. O ile nic takiego się w ciągu 10 dni nie przydarzy – przyjąć można, iż jest ono zdrowe. W ten sposób możemy nie tylko uniknąć wizyty w szpitalu zakaźnym, unikamy jednocześnie szczepienia przeciw wściekliźnie, które wprawdzie nie jest już tak bolesne jak przed laty, ale nie daje niestety trwałej odporności. A poza tym, jak każde szczepienie, i to niesie ze sobą niebezpieczeństwo powikłań.


Lek. med. Marek Prusakowski