Na temat kondycji aktorstwa w Polsce wypowiada się Pan z przekąsem. Dlaczego?
Ależ kondycja tego zawodu jest bardzo dobra. Każdy może u nas być aktorem i każdy w zasadzie nim jest. Aktorów mamy w Polsce pod dostatkiem. Może poziom aktorstwa przez to się obniża, ale wybór jest wielki i większość z aktorów na samopoczucie nie narzeka.
A Pana samopoczucie jest jakie?
Metryka kształtuje moje samopoczucie. Czasami jestem w lepszej dyspozycji, czasami w gorszej, ale w golfa gram cały czas.
A w młodości grał Pan na poważnie w koszykówkę…
Nawet w reprezentacji Polski juniorów byłem. Potem miałem kontuzję. To były trudne chwile. Dzisiaj to moje kolano byłoby do uratowania, bo teraz takie rzeczy się naprawia, ale wtedy oznaczało to koniec z wyczynowym sportem. Przez jakiś czas nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to koniec mojej kariery. Potem musiałem coś ze sobą zrobić. Poszedłem na egzamin do szkoły teatralnej i o dziwo się dostałem. Miałem kontakt z aktorstwem, do teatru chodziłem dość regularnie, bo grał w nim mój wujek, Jan Kobuszewski, rodzony brat mojej mamy.
Sport przydał się Panu w dorosłym życiu?
Czasami sport przeszkadzał mi w zrozumieniu tajników zawodu aktora – w sporcie wszystko jest bardzo wymierne, a w aktorstwie niewymierne. Dwaj kibice siedzą na meczu koszykówki i widzą, że dany zawodnik zdobywa punkty, broni, gra dobrze. A ci sami panowie pójdą do teatru i mogą mieć zupełnie różny ogląd gry aktorskiej. Jeden powie, że to jest fantastyczne, a drugi, że wręcz przeciwnie, i obaj będą mieli rację.
Powtarza Pan w wywiadach, że liczy się dla Pana nie tylko praca, ale też dom na Mazurach, rodzina, wnuki, zwierzęta, przyroda…
To mój sposób na życie. Nie potrafię oddawać się tylko jednej rzeczy i kombinować, jakby tu wypełnić sobie cały dzień od rana do wieczora robotą. Wiem, że istnieje równolegle inne życie. Wielu ludzi o tym zapomina…
To jest lepsze, ciekawsze życie?
Nie lepsze, ale równoległe. Nie ma co stopniować. To prawdziwe życie, gdzie jest spokój, obcowanie z przyrodą, a nie tylko pogoń.
Kiedyś wytchnienie dawało Panu łowienie ryb.
Mało już jest ryb, nawet na Mazurach. Czasem sobie pójdę dla śmiechu nad jezioro. Nigdy nie łowiłem okazów, interesowało mnie tylko, żeby ryby przechytrzyć, a potem – jeżeli była taka możliwość – wypuścić je z powrotem do wody. Moim marzeniem jest to, żeby u nas było jak w Finlandii, Kanadzie czy Szwecji. Tam ryby po prostu są i nie ma problemu, żeby je złowić.
Gdy jest Pan u siebie na Mazurach, to coś tam Pan maluje, buduje, a może pielęgnuje ogród?
Nie, żadnych fizycznych prac tam nie wykonuję. Moją pasją jest… zbieranie śmieci w lesie! Uwielbiam to. Najbardziej śmiecą grzybiarze. Kiedy grzyby się pojawiają, to wtedy i ja się zjawiam z wielkim workiem i kijem z żelaznym szpikulcem, który sprezentowała mi Krysia Janda – ona też ma taką pasję – i chodzę dookoła mojej wsi po lasach. Zbieram puste butelki, torebki oraz śmieci i wynoszę te brudy z lasu. Mam kilkudziesięciolitrowy wór i zawsze jest on pełny. Polecam wszystkim taką aktywność, bo zbliża się sezon i grzybiarze ruszą do lasu.
A przy okazji grzyby też Pan zbiera?
Na grzyby mam dużo mniejsze pojemniki (śmiech). Miejscowi i tak szybciej je znajdą.
Sporo Pan podróżował. W powiedzeniu „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” jest sporo prawdy?
To zależy, gdzie ten dom jest. U mnie jest on na Mazurach, bo u siebie w domu jestem w pracy, cały czas w gotowości. A tam jestem na wa-
kacjach.
A zagranica?
Widziałem Chiny i Australię, a nawet Borneo, ale najlepiej czuję się na Mazurach. Gdy byłem kiedyś w Londynie, koledzy biegali, a sam miałem inny pomysł na pobyt. Do dziś wspominają moje powiedzenie „Leżę, piję piwko, a dookoła mnie Londyn”.
Polacy są coraz starsi. Co robić, żeby nie zdziadzieć?
Dobrze mieć pasję i zainteresowania. Znakomicie, jeżeli jest to połączone z jakimś wysiłkiem fizycznym. Namawiam, grajcie w golfa!
Golf to sport drogi, elitarny.
Nieprawda,na całym świecie to sport masowy. Wszędzie, także już w Polsce, pojawiają się miejskie, tanie pola golfowe. Choć czasami chęci są, a zdrowie nie pozwala na to, żeby się ruszać…
Rozmawiał Stach Antkowiak
Wiktor Zborowski: Sposób na życie