W lasach, zwłaszcza sosnowych, na wrzosowiskach i na brzegach lasów można spotkać różne gatunki widłaków, a najczęściej widłaka goździstego (Lycopodium clavatum), widłaka jałowcowatego (Lycopodium annotinum) i widłaka wrońca (Lycopodium selago).
Wszystkie gatunki widłaków są roślinami bardzo starymi genetycznie. Ich bliscy przodkowie, drzewiaste lepidodendrony i sygilarie rosły już około 300 milionów lat temu. Od tego czasu w ich wyglądzie zaszły tylko niewielkie zmiany.
Nic dziwnego, że widłaki są słabo przystosowane do obecnych warunków bytowania i łatwo ulegają wyniszczeniu. Wytwarzają wprawdzie olbrzymie ilości zarodników, ale rozwój rośliny z zarodnika trwa zwykle kilkanaście, a nawet do dwudziestu lat. W ciągu tak długiego czasu przeważająca część zarodników ginie. Jeżeli więc widłaki wytępi się na danym stanowisku, zazwyczaj już się tam nie pojawiają. Z tych względów wszystkie ich gatunki rosnące w Polsce są pod ochroną. Wolno tylko ścinać (nie zrywać) kłosy zarodnikowe, które mają zastosowanie w lecznictwie.
Najczęściej u nas spotykany widłak goździsty, nazywany także babimorem, kołtunem, pasem św. Jana, wilczą stopą lub niedźwiedzią łapą, jest płożącą się po ziemi, wieloletnią rośliną przytwierdzoną słabo do gleby za pomocą delikatnych korzeni. Z pełzających pędów wyrastają niskie łodygi gęsto pokryte wąskimi, delikatnymi listkami. Na niektórych łodygach wytwarzają się tzw. kłoski zarodnikowe, w których mieszczą się bardzo drobne, żółtawe zarodniki.
Kłoski z zarodnikami zbiera się, kiedy zaczynają dojrzewać, czyli żółknąć, zwykle od połowy lipca do września. Ścina się je nożyczkami lub dobrze wyostrzonym nożem. Nie należy ich natomiast zrywać, bo narusza się wtedy delikatne korzonki rośliny, a część zarodników wysypuje się z kłosów. Suszy się je, rozkładając kłoski cienką warstwą na arkuszach papieru, w czystym, suchym, zabezpieczonym od jakichkolwiek przewiewów pomieszczeniu, w temperaturze nieprzekraczającej 30ºC.
Po wysuszeniu należy z nich delikatnie wytrząsnąć zarodniki, przesiać je kilkakrotnie przez gęste sita i umieścić w papierowych torbach przepuszczających powietrze.
Zarodniki widłaka (Sporae Lycopodii), zawierają około 50 % tłuszczów, kwasy organiczne, cukry, żywice, śladowe ilości olejku eterycznego oraz związki mineralne zasobne w glin.
W lecznictwie stosowano widłaki już w średniowieczu, a ich pierwsze dokładne opisy zamieścił H. Bock w herbarzu „New Kreuterbuch” w 1539 roku.
Jako roślinę leczniczą opisywali je również inni średniowieczni botanicy i zielarze: Matthioli, Loncerus i Valerius Cordus. Zarodników widłaka używano wtedy głównie do zasypywania trudno gojących się ran i oparzeń. Służyły także jako doskonała zasypka dla niemowląt. Nie chłonęła ona wody i przeciwdziałała rozwojowi drobnoustrojów.
W lecznictwie ludowym stosowano także wysuszone gałązki widłaka w leczeniu chorób dróg moczowych. W aptekach sporządzano tzw. emulsję likopodium, używaną przy zatrzymaniu moczu, nieżytach pęcherza i w kamicy nerkowej. Obecnie w tzw. medycynie europejskiej, ze względu na obecność toksycznych alkaloidów: likopodyny, klawatyny i klawotoksyny, ziele widłaka nie jest stosowane.
W tradycyjnej medycynie chińskiej od dawna zaleca się napary z niego przy osłabieniu pamięci.
W wyniku badań przeprowadzonych w 1986 roku w Institute of Materia Medica w Szanghaju wyodrębniono dwie nowe substancje uzyskane z widłaka – huperzinę A i huperzinę B. W doświadczeniach przeprowadzonych na zwierzętach stwierdzono, że substancja ta podwyższała stężenie acetylocholiny w mózgu. Acetylocholina jest natomiast substancją niezbędną do prawidłowego przebiegu procesów związanych z uczeniem się, zapamiętywaniem i kojarzeniem. Poziom acetylocholiny u pacjentów z chorobą Alzheimera, objawiającą się zaburzeniami pamięci i postępującym otępieniem w porównaniu z osobami zdrowymi jest znacznie niższy.
Ponieważ nie znaleziono dotychczas skutecznego leku na tę chorobę, ewentualne preparaty z widłaka budzą ogromne nadzieje. Wyniki prac lekarzy chińskich świadczą również o tym, że huperzina poprawia funkcje intelektualne u pacjentów po udarze mózgu.
Teresa Lewkowicz-Mosiej