Letnia pora sprzyja naszym bliższym kontaktom z przyrodą. Częściej opuszczamy domy, częściej wyjeżdżamy poza miasto, częściej wkraczamy na pola, łąki, do parków i lasu. Wszędzie tam, poza całą gamą przeróżnych atrakcji, może nam się przytrafić rzecz mało przyjemna, niekiedy nawet groźna dla naszego życia – spotkanie z coraz rzadziej, ale jeszcze występującą żmiją zygzakowatą.
W nas wszystkich drzemie podświadomy i jak się okazuje nieuzasadniony lęk przed wężami. Nie chcemy ich oglądać w zoologicznych terrariach, nie chcemy nawet oglądać o nich filmów. Uważamy je za brzydkie, zimne, oślizgłe i agresywne. Wszystkie te opinie nie są dla tych gadów sprawiedliwe.
Ubarwienie węży jest przecież piękne, w dotyku (o ile się ktoś odważy) okazują się wcale nie być wilgotne – wszak to gady, nie płazy – ba, ich skóra swą jedwabistą niemal miękkością zadziwi śmiałka, a ponieważ są zmiennocieplne i mają temperaturę otoczenia – nie są zimne. Węże nie wykazują agresji, przynajmniej te spotykane w Polsce. Unikają również bezpośredniego kontaktu z człowiekiem; czując drgania ziemi (wszak wąż jest głuchy) spowodowane naszymi krokami – schodzą nam z drogi. Wejść więc na węża – dosłownie – można jedynie, gdy głęboko śpi gdzieś na ścieżce lub w trawie. Dopiero wtedy zaskoczony i wystraszony ugryzie. Z żyjących w Polsce węży, jadowita jest jedynie żmija zygzakowata. Pozostałe – gniewosz, zaskroniec i wąż eskulapa – nie są jadowite, choć więc podobnie jak i jaszczurka, w tym jej beznogi przedstawiciel – padalec, kąsają, ich ukąszenie nie zagraża życiu człowieka.
Uczciwie trzeba przyznać, że i żmija nie jest dla dorosłego, zdrowego człowieka śmiertelnym zagrożeniem. Dawka jadu jest po prostu za mała. Dorosła żmija dysponuje od 6 do 18 mg suchej masy jadu, a dawka śmiertelna dla ważącego 70 kg człowieka to ponad 38 mg, a więc ponad dwa razy więcej. Takie bliskie spotkanie trzeciego stopnia z gadem przypłacić więc może jedynie zawrotami głowy oraz nadmiernym, acz przemijającym poceniem się, a niekiedy biegunką. Do lekarza powinien się zgłosić, jeśli wystąpią zaburzenia oddechu czy pracy serca. W gorszej sytuacji są dzieci, zwłaszcza małe, chorzy na choroby układu krążenia oraz osoby uczulone na jad. W takich przypadkach, o ile posiadamy odpowiednią surowicę, po wykonaniu próby uczuleniowej, należy ją podać poszkodowanemu, a następnie jak najszybciej dostarczyć go do lekarza. Wcześniej należy go do tego transportu przygotować.
W miejscu ukąszenia poszkodowany czuje kłujący ból, a na zaczerwienionej, obrzękniętej i wrażliwej na dotyk skórze widać dwie oddalone o ok. 1 cm maleńkie (wielkości łebka szpilki) ranki – ślad zębów. Osobę ukąszoną w rękę czy łydkę układamy poziomo i przede wszystkim – by powstrzymać rozprzestrzenianie się jadu po całym organizmie – nakładamy na ukąszoną kończynę zacisk. Można do tego użyć paska, chusty, gumy itp. Uciskamy kończynę powyżej ukąszenia – czyli bliżej serca. Uciskamy tak, by tętno na obwodzie było jednak wyczuwalne, a kończyna miała barwę sinoczerwoną. Nie możemy wszak dopuścić do martwicy niedokrwiennej kończyny. Ważne jest, by przy opasce pozostawić kartkę z informacją, o której godzinie została założona. Jej zdjęcie pozostaje w gestii lekarza.
Opaska, poza tym że zatrzymuje większą część jadu w miejscu ukąszenia, zwalnia jego rozchodzenie się po układzie krwionośnym, przez co zmniejsza dawkę toksyczną. Jad ma dodatkowo tendencję do samorozkładu, niedopuszczony więc do krążenia, czyniąc zdecydowanie mniej zła, rozpada się w okolicy ukąszenia. Pokąsany przez cały czas nie powinien się ruszać, a ukąszona kończyna winna być unieruchomiona, by nie przyspieszać rozchodzenia się jadu w organizmie. W razie wystąpienia zaburzeń oddechu należy podjąć sztuczne oddychanie, gdy zaś dojdzie do zatrzymania akcji serca, wdrożyć trzeba masaż serca.
Tu bardzo istotna – jak sądzę – uwaga dla ratujących, zwłaszcza tych, którzy naoglądali się westernów czy naczytali powieści podróżniczych. Rany po ukąszeniu nie należy wysysać. Po pierwsze w ten sposób nie usunie się z niej jadu, po drugie, sam ratujący naraża się na jego działanie, jeśli na przykład ma zranioną wargę lub skaleczoną śluzówkę. Wypalanie zaś rany, jak również jej wycinanie, niech przejdą do lamusa historii medycyny. Lepiej tę energię spożytkować na jak najszybsze dostarczenie delikwenta do lekarza.
Jeszcze lepiej – pamiętać o możliwości napotkania na swej drodze żmii i patrzyć pod nogi. Wchodząc zaś do lasu lub na łąkę w okolicy, w której to zwierzę występuje, wkładajmy gumowce lub pełne, wysokie buty z odpornego na ząbki żmii materiału.
Wizyta w lesie może też w konsekwencji dać nam wątpliwą przyjemność bezpośredniego kontaktu z kleszczem. Podobnie spacerując po alejach modnego kurortu bądź dróżkach własnego osiedla, w każdej chwili musimy, zwłaszcza jedząc coś słodkiego, liczyć się z atakiem os.
Osy żądlą, komary kłują, a kleszcze wpijają się w nasze ciała całkiem bez szacunku. Wszystkie one, poza sprawianym bólem, przenosić mogą na człowieka różne, mniej lub bardziej niebezpieczne choroby. Użądlenie osy spowodować może różę przyranną, kleszcz może poczęstować boreliozą czy kleszczowym zapaleniem mózgu i opon mózgowych, komar roznosi malarię. Co należy zrobić, jeśli się zostało zaatakowanym przez któreś z tych mało miłych zwierzątek?
Przede wszystkim, każde miejsce wkłucia traktować należy jak zwyczajną ranę – jest więc oczywistym, że trzeba je dobrze zdezynfekować, tym co mamy pod ręką. Może to być jodyna, roztwór rywanolu, woda utleniona lub choćby woda po goleniu czy perfumy. Tu istotna uwaga – czysty spirytus działa słabiej bakteriobójczo niż jego 70% roztwór. O ile użądliła nas osa i w skórze pozostało jej żądło – w przypadku pszczoły dzieje się tak zawsze – należy je usunąć. Najlepiej uczynić to za pomocą pęsetki lub długich – ukłon w stronę dam – czystych paznokci. Należy przy tym uważać, by w miarę możliwości nie ucisnąć znajdującego się u podstawy żądła gruczołu jadowego, nie wstrzykniemy wówczas już użądlonemu dodatkowej dawki jadu. Dobrze jest też miejsce po użądleniu obłożyć lodem lub chłodnym kompresem – zmniejsza to obrzęk i ból. O ile ofiara została użądlona wiele razy, użądlił ją szerszeń czy też jest uczulona na jad – należy niezwłocznie skontaktować się z lekarzem.
Jeśli zdarzyło się użądlenie śluzówki jamy ustnej czy języka, bo jechaliśmy rowerem z otwartą buzią lub w naszym napoju bądź na naszej kanapce znajdowała się żywa pszczoła czy osa – rzecz jest zdecydowanie poważniejsza. Działając na śluzówkę, jad potrafi spowodować tak silny jej obrzęk, że ograniczając drożność dróg oddechowych, może nawet doprowadzić do śmierci przez uduszenie. A poza tym groźba wstrząsu w przypadku zadziałania jadu na śluzówki jest większa niż w przypadku skóry.
Najczęściej obrzękowi śluzówek jamy ustnej lub języka towarzyszy opuchlizna twarzy oraz świszczący, utrudniony oddech. Należy zatem jak najszybciej dostarczyć poszkodowanego do lekarza. O jego życiu decydują bowiem niekiedy minuty. Podczas transportu trzeba zapewnić utrzymanie drożności dróg oddechowych chorego przez odchylenie głowy do tyłu i chłodne okłady lub podanie do ssania kostek lodu. Gdy wystąpi zatrzymanie akcji oddechowej należy podjąć sztuczne oddychanie, zaś w przypadku zatrzymania akcji serca dodatkowo jego masaż.
Jeśli zaś znajdziemy na skórze kleszcza – należy go niezwłocznie, ruchem okrężnym, usunąć. O ile pozostaną w skórze resztki jego narządu gębowego – traktujemy je podobnie do pszczelego żądła lub drzazgi i usuwamy za pomocą jałowej igły. Metoda ze smarowaniem wżartego w skórę kleszcza olejem lub spirytusem jest niewłaściwa. Kleszcz wymiotny – taka jest bowiem jego pełna nazwa – zwraca w takich przypadkach zawartość swego przewodu pokarmowego wprost do naszego krwiobiegu, zwiększając ewentualną szansę na zarażenie nas boreliozą czy kleszczowym zapaleniem mózgu.
Na koniec parę podstawowych rad – unikajmy spożywania pokarmów, a zwłaszcza słodyczy, na dworze i nie wkładajmy jaskrawożółtych, pomarańczowych bądź czerwonych strojów – by nie wabić pszczół i os. Nie próbujmy też zbliżać się do uli bądź osich gniazd. Wchodząc do lasu, wkładajmy koszule z długimi, zapinanymi rękawami oraz zapinajmy kołnierzyki – utrudni to inwazję kleszcza. Po powrocie do domu dokładnie skontrolujmy nasze ciało w poszukiwaniu nieproszonego gościa. Komarów zaś nie odstraszy tytoniowy dym. Odstraszy je zapach naszej skóry, o ile połkniemy wcześniej kilka tabletek witaminy B compositum, bądź posmarujemy ją którymś z dostępnych w aptekach repelentów. Pamiętając o tym, nie bójmy się wyruszyć na, oby słoneczne, wakacje.
Marek Adamowicz
- Żmiję zygzakowatą najczęściej spotkamy w górach i na Pomorzu. Jej ukąszenie może być nawet przyczyną śmierci, jeśli ofiara zlekceważy zagrożenie.
- Groźna dla życia jest jednoczesna duża liczba użądleń owadów. Śmiertelna dawka dla dziecka to 500, dla dorosłego ponad 1000.