Czytanie – zdawałoby się, prosta sprawa. Patrzymy na literki, mózg je „jakoś tam” przetwarza i już wszystko jasne. Możemy się delektować poezją i prozą, zdobywać wiedzę, poznawać najnowsze doniesienia prasowe. Dowiadujemy się, kiedy naszą klatkę schodową odwiedzi kominiarz w celu sprawdzenia drożności przewodów wentylacyjnych i skąd pochodzą pomidory sprzedawane w supermarkecie… I nie zastanawiamy się specjalnie, w jaki sposób dzieje się ten codzienny cud, bez którego nie dałoby się żyć.
Tymczasem czytanie jest procesem bardzo złożonym, wymagającym koordynacji działań narządów wzroku, mowy i słuchu z wieloma działaniami mózgu. W uproszczeniu można podzielić ten proces na trzy etapy: czytanie informacji, zrozumienie jej i zapamiętanie. Ale żeby to w ogóle stało się możliwe, małe dziecko uczące się czytać musi poznać nie tylko litery. W jego mózgu muszą powstać skojarzenia wzrokowe i słuchowe – jak w przypadku najprostszego słowa „kot”. Sylaba ta, wypowiedziana na głos i skojarzona z obrazkiem zwierzęcia, na zawsze zakoduje się w małej główce. Dziecko będzie już odtąd wiedziało, że te trzy – abstrakcyjne dotychczas – znaczki oznaczają właśnie miauczące puszyste zwierzątko. Tak w wielkim skrócie wygląda nauka czytania. Wyposażeni w tę umiejętność u progu edukacji, możemy nabywać i magazynować w głowie coraz więcej informacji. Ba, musimy! Ale im dalej w szkolny, a potem studencki las, tym bardziej zaczyna się liczyć tempo zdobywania wiedzy.
Szybciej, szybciej
Czytając, mamy niekiedy skłonność do wypowiadania w myślach widzianych wyrazów (fachowo nazywa się to fonetyzacją), a nawet do bezgłośnego poruszania ustami (czyli artykulacji). Te dwie czynności, angażujące poniekąd mowę i słuch, znacząco spowalniają proces czytania – a co za tym idzie, również tempo nauki. Tymczasem nasze oko, jak dowiedziono, jeśli mu w tym nie przeszkadzać, potrafi rejestrować olbrzymie partie tekstu za jednym spojrzeniem, wykonując co jakiś czas krótkie „skoki” z prędkością tak dużą, że nasz mózg nie zawsze to rejestruje – i całe szczęście, inaczej bowiem odbieralibyśmy skaczący, niemożliwy do zniesienia obraz. I wcale nie jest tak, że wodzimy wzrokiem linijka po linijce, wręcz odwrotnie: udowodniono, że przez godzinę czytania nasze oczy pozostają w bezruchu przez… 56 minut.
Szybko czy ze zrozumieniem?
Cóż, jak to mówią, „kawa nie wyklucza herbaty”. Chociaż prześlizgnąć się wzrokiem po tekście to jedno, a zrozumieć, o czym mowa, i jeszcze zapamiętać – to całkiem inna historia. Cała sztuka w tym, ile informacji jesteśmy w stanie przyswoić w przerwach między wspomnianymi „skokami” gałek ocznych. Zaangażowane w ten proces jest nasze widzenie obwodowe – czyli obszar, który rejestrują nasze oczy, kiedy patrzymy przed siebie, i nasza pamięć krótkotrwała. Biorąc pod uwagę, że zazwyczaj w czytanym tekście niemal trzy czwarte słów nie jest nam niezbędne do zrozumienia całości, i że mózg ludzki ma zdolność antycypacji, czyli „przewidywania dalszego ciągu”, możemy przyjąć, że umiejętność szybkiego czytania (i to ze zrozumieniem!) absolutnie leży w naszym zasięgu. Problem w tym, jak ją wyćwiczyć. I stąd właśnie bierze się rosnąca popularność rozmaitych kursów szybkiego czytania – z potrzeby szybszego przyswajania wiedzy i z naukowo popartego przekonania, że jest to możliwe.
I po co nam to?
Badania wykazują, że umiejętność szybkiego czytania przekłada się bezpośrednio na lepsze zrozumienie tekstu, i to nawet o 30–40 proc. Kiedy czytamy szybko – czyli ogarniamy wzrokiem duże partie, eliminując niejako wszelkie „zanieczyszczenia”, więc to, co do pojęcia sedna sprawy nie jest nam niezbędne – przyswajamy tekst jako całość znaczeniową. To znaczy, że nie skupiamy się na odrębnych wyrazach, związkach frazeologicznych, zdaniach czy składni, a pojmujemy i zapamiętujemy główną myśl w nim zawartą. W dodatku prześlizgujemy się nad technicznymi trudnościami samego procesu czytania, w zamian zyskując pełne zrozumienie tego, o czym mowa. Tak więc czytając szybciej – czytamy skuteczniej.
Poćwiczmy
Oczywiście trzeba sobie powiedzieć, że nie wszystkie teksty da się czytać szybko i ze zrozumieniem. Słynna informacja, która obiegła kraj jakiś czas temu, jakoby 80 proc. Polaków nie rozumiało czytanych komunikatów, jest zapewne po części efektem konstrukcji owych przekazów – często niegramatycznych, przesyconych urzędniczą „nowomową” czy zawodowym żargonem, jak choćby skomplikowane umowy kredytowe. To, w jaki sposób tekst jest skonstruowany, a także jego styl i przejrzystość, mają ogromny wpływ na naszą zdolność pojmowania, w czym rzecz. O tym, niestety, nie decydujemy, ale możemy popracować nad pamięcią, skupieniem, stylem myślenia i kojarzenia, wreszcie chęcią zrozumienia i zapamiętania informacji. Można się tego nauczyć, i to niekoniecznie na drogich kursach.
Jak szybko czytasz?
Łatwo to obliczyć ze stoperem w ręku. Wynik poniżej 200 słów na minutę oznacza tempo czytania poniżej przeciętnej, do 250 wyrazów – mieścisz się w normie, między 250 a 400 słów – to tempo powyżej przeciętnej. Umiejętność szybkiego czytania posiadasz, jeśli czytasz ponad 400 słów na minutę. Istnieją oczywiście granice ludzkich możliwości. Choć niektórzy specjaliści od programowania neurolingwistycznego twierdzą, że można rozwinąć te umiejętności aż do tak zwanego czytania fotograficznego (czyli, krótko mówiąc, obejmowania wzrokiem i zapamiętywania całych stronic w jednej chwili), nie zostało to jednak naukowo udowodnione. Pozostaje nam więc ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć… Albo czytać w swoim tempie, po prostu dla przyjemności, co polecamy zawsze i w każdych okolicznościach.
Honorata Mielga