Taki to już „przywilej” krajów umiarkowanej strefy klimatycznej – do której należymy – że występowanie pewnych wirusowych chorób, w tym świnki, nasila się wraz z odejściem zimy. Dodatkowo świnka, i to na całym świecie, pojawia się z pewną ciekawą regularnością: otóż większe eksplozje zachorowań notuje się raz na mniej więcej pięć lat. Po nich następuje względna cisza.
Na świnkę zapada rokrocznie od kilkudziesięciu do nawet 200 tysięcy osób. Nagminne zapalenie ślinianek przyusznych, bo tak brzmi właściwa nazwa choroby, a zarazem opis jej istoty, atakuje głównie dzieci w wieku przedszkolnym i „podstawówkowym”. Nie znaczy to jednak, że dorośli mogą czuć się bezpiecznie.
Ministerstwo Zdrowia zaleca szczepienia dzieci przeciw śwince, z których korzysta coraz więcej mądrych rodziców – ale tak dzieje się od dość niedawna, starszym pokoleniom szansa ta nie była dana.
Skąd ten wyraz twarzy?
Po czym poznać, że zaatakował nas „świński” wirus? Zdarza się, że miejsca na wątpliwości nie ma od pierwszej chwili – ślinianki szybko puchną i bolą, wtedy wiemy od razu, co się dzieje. I choć wizyta u lekarza jest konieczna przy każdym zachorowaniu na świnkę, to przynajmniej nie zastanawiamy się, co dziecku może dolegać. Znacznie częściej jednak pierwsze objawy, kiedy wirus namnaża się w organizmie, nie są tak oczywiste. Widzimy, że coś się dzieje: dziecko marudzi, skarży się na ból głowy, nie ma apetytu, czasem lekko gorączkuje. Zanim spuchnie, gotowi jesteśmy traktować to wszystko jak zwykłe przeziębienie. W końcu jednak rzecz wychodzi na jaw: ślinianki przyuszne, pod dolną szczęką, czasem też te pod językiem, nabrzmiewają i zaczynają boleć, a chory wygląda jak zapobiegliwy chomik z policzkami pełnymi jedzenia. Czasami wirus zajmuje ślinianki tylko po jednej stronie. Ból opuchniętych gruczołów może być bardzo dokuczliwy, szczególnie przy piciu i jedzeniu kwaśnych rzeczy, podrażniających ślinianki. Dodatkowo w pełnym rozwoju choroby towarzyszy mu wysoka gorączka, bóle głowy i złe samopoczucie. Dzieci czasem skarżą się na ból brzucha i wymiotują.
Leczymy czy łagodzimy
Mimo fantastycznego postępu medycyny, jaki dokonuje się na naszych oczach, ludzkość ciągle jeszcze przegrywa walkę z wirusami. Szczepienia ochronne, jak sama nazwa wskazuje, pomagają nam NIE ZACHOROWAĆ, ale wirusa, który nas zaatakował, nie zwalczą. Lekarstwa na świnkę już objawioną nie mamy, pozostaje nam więc łagodzenie lub zwalczanie objawów, a nie przyczyny choroby. Może z czasem to się zmieni – ufajmy, że tak będzie – ale na razie z małymi (albo dużymi) „świnkami” w domu możemy poradzić sobie, tylko pielęgnując je starannie. Przede wszystkim chorego należy przytrzymać w łóżku, niech jak najwięcej śpi i wypoczywa. Strzeżmy go od przeciągów, by nie przeziębić zajętych ślinianek. Można stosować ciepłe okłady na bolące miejsca i obniżać gorączkę. Warto też – zawsze w porozumieniu z lekarzem – podać łagodne środki przeciwbólowe. Te współcześnie stosowane zwykle obniżają również temperaturę, tak więc za jednym zamachem możemy uporać się z dwiema przykrościami. Chorzy na świnkę powinni dużo pić, ale napoje nie mogą być zbyt gorące ani za kwaśne. Dobrze jest podawać wodę albo letnią herbatkę, odradza się natomiast soki owocowe, właśnie ze względu na ich kwaśność, a także napoje gazowane. Również posiłki powinny być raczej delikatne i dietetyczne – miękkie i nie sprawiające trudności w przeżuwaniu i przełykaniu. Pamiętajmy, że chorym najbardziej dokucza ból w okolicach żuchwy i uszu – gryzienie i przełykanie twardych rzeczy dodatkowo męczy i drażni w tej chorobie.
Nie daj się śwince
Jak już powiedzieliśmy na wstępie, w Polsce dostępne – choć nieobowiązkowe – są szczepienia przeciw śwince. Warto poddać dziecko tym szczepieniom, stosuje się je w wieku kilkunastu miesięcy i 7 lat. Zwykle zwróci nam na to uwagę w stosownej chwili lekarz pediatra, prowadzący dziecko. Ze względu na możliwość wystąpienia powikłań przy tej chorobie, dobrze jest rozważyć tę szansę, tak by mieć pewność, że dla dobra dziecka zrobiło się wszystko, co możliwe. Nawet jeśli szczepienie nie zapewni nam stuprocentowej ochrony przed zachorowaniem, świnka u uodpornionych zastrzykiem będzie miała o wiele łagodniejszy przebieg.
„Świńskie” komplikacje
Nawet jeśli zdaje się nam, że o śwince wiemy wszystko, gdy dopadnie naszych bliskich, musimy zaprowadzić ich do lekarza. Powinien on „pilotować” dziecko przez cały okres choroby, a już koniecznie musimy zwrócić się do pediatry, kiedy coś nas w małej „śwince” zaniepokoi. Objawami wymagającymi natychmiastowej konsultacji lekarskiej są między innymi utrzymujące się silne bóle głowy albo brzucha i mdłości. Zaniepokoić nas powinno też, kiedy dziecko zaczyna gorzej słyszeć, również obrzęk jąder u chłopców jest zwiastunem komplikacji. Z groźniejszych objawów – drgawki i utrata przytomności – muszą sprawić, że u lekarza znajdziemy się z szybkością światła. To wszystko są bowiem zwiastuny powikłań, które – nawet jeśli nie często – zdarzyć się mogą zawsze i przy każdej chorobie, świnki nie wyłączając. Może się bowiem tak nieszczęśliwie złożyć, że skutkiem wirusowego zapalenia ślinianek będzie zapalenie opon mózgowych i wynikające z niego trwałe upośledzenie słuchu, spowodowane porażeniem nerwu słuchowego. Inną poświnkową komplikacją u chorujących dorosłych może być zapalenie trzustki, a u mężczyzn – jąder. To ostatnie jest szczególnie groźne, bo może spowodować bezpłodność. Lecz kobiety również nie są bezpieczne, zwłaszcza ciężarne. Świnka w pierwszym trymestrze ciąży może wywołać poronienie albo wystąpienie u dziecka wad wrodzonych. Znacznie rzadziej zdarzają się zapalenia gruczołów dokrewnych: wątroby, tarczycy i grasicy, oraz jajników, serca i stawów – ale zdarzają się, bo wirus świnki, kiedy dostanie się do naszego organizmu, w lokalizacjach nie przebiera. Na szczęście szybka pomoc medyczna i hospitalizacja pomagają wyjść z tych przykrych komplikacji obronną ręką, dlatego też pamiętajmy o tym, by – jakkolwiek banalna i śmieszna wydawałaby się nam świnka – pozostać w kontakcie z lekarzem.
Honorata Mielga