O stymulatorach serca z prof. dr. hab. n. med. Jerzym Krzysztofem Wraniczem, Kierownikiem Kliniki Elektrokardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi rozmawia Iza Szumielewicz.
– Ilu pacjentom rocznie wszczepia się w Polsce stymulator serca?
– Wszystkim, którzy tego wymagają. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że panuje pewna pochopność we wszczepianiu stymulatorów. Mam na myśli głównie tych chorych, u których przyczyny ich wolnej czynności serca są usuwalne. Jeśli mamy do czynienia z blokiem przedsionkowo-komorowym w okresie świeżego zawału, gdzie tętnica zaopatrująca naturalny rozrusznik serca ma upośledzony przepływ, wystarczy poszerzyć tętnicę i poprawić ukrwienie. Zdarzają się też przyczyny jatrogenne, wynikające ze sposobu leczenia. Bywa tak, że pacjenci dostają zbyt wysokie dawki leków. Sama zmiana leku lub jej dawki powoduje ustąpienie zaburzeń przewodzenia. Podobnie z zaburzeniami elektrolitowymi. I tak u pacjentów z niewydolnością nerek często obserwujemy za wysoki poziom potasu. Zdarza się, że tacy pacjenci najpierw trafiają do kardiologa, bo mają bardzo wolną czynność serca. Po badaniu okazuje się, że mają dwu- lub trzykrotnie przekroczony poziom potasu w surowicy. W końcu są też przyczyny infekcyjne, głównie borelioza. U znacznej części naszych pacjentów z boreliozą po zastosowaniu odpowiedniej antybiotykoterapii całkowicie ustępują zaburzenia przewodzenia.
– Jakie zagrożenia niesie dla pacjenta obecność rozrusznika w organizmie?
– Urządzenie pod skórą i elektroda, która jest wprowadzona do serca, to – jak by nie było – ciała obce. Implantacja stymulatora niesie za sobą pewne zagrożenia i o tym trzeba pacjentom mówić. Ale powikłania dotyczą tylko niewielkiego odsetka populacji, poniżej jednego procenta.
– Jakie powikłania mogą wystąpić?
– Różnego rodzaju krwiaki, ale też dużo bardziej niepokojące zapalenie mięśnia sercowego, związane z obecnością elektrody. Powstała nawet całkiem nowa jednostka chorobowa – odelektrodowe zapalenie wsierdzia. Odsetek powikłań rośnie w zależności od tego, jak długo pacjent ma stymulator. Infekcjom sprzyjają stare elektrody i liczne wymiany wyczerpujących się urządzeń na nowe.
– Jakie podejmuje się działania, kiedy u pacjenta ze stymulatorem pojawi się infekcja?
– Oczywiście, potrafimy leczyć takie infekcje, ale już kolejna implantacja stymulatora (a pacjent musi go mieć) jest obarczona ryzykiem. Pacjentowi, który pierwszy stymulator miał po lewej stronie, wszczepiamy urządzenie po prawej, jednak nieszczęścia lubią chodzić parami. Zdarza się bowiem, że u takiego pacjenta pojawi się infekcja również po prawej stronie. Wtedy możemy rozważyć implantację urządzenia bezelektrodowego. Dla tej grupy pacjentów to niewątpliwie najlepsze rozwiązanie. To również ważne dla pacjentów, którzy mają utrudniony dostęp żylny – z zakrzepicą żylną, po naświetlaniach związanych z leczeniem choroby nowotworowej. Stymulatory bezelektrodowe są również dla pacjentów, którzy mają sztuczne zastawki w ujściu pomiędzy prawym przedsionkiem a prawą komorą, czyli na drodze klasycznej elektrody. Jest też kolejna grupa chorych – pacjenci, którzy mają powikłania poinfekcyjne, nie mają zagwarantowanego dostępu żylnego i ci z niewydolnością nerek (mają założone porty dializacyjne, czyli założone wejścia do dużych naczyń żylnych) powinni mieć zaimplantowany stymulator bezelektrodowy.
– Czy rozwój technologii medycznych pójdzie właśnie w kierunku urządzeń bezelektrodowych? Czy one z czasem wyprą klasyczne stymulatory?
– Myślę, że klasyczne stymulatory pozostaną, ale jestem absolutnie przekonany, że rozwój pójdzie w kierunku urządzeń bezelektrodowych i coraz większej ich miniaturyzacji. Bezpieczniejsze i pewniejsze urządzenia to również spokój dla nas, lekarzy; to cel medycyny. Obecne urządzenia bezelektrodowe mają porównywalny czas działania z klasycznymi stymulatorami, mają też więcej funkcji dodatkowych. Jedyny problem w tym, że na razie są to stymulatory jednojamowe. Możemy je implantować u pacjentów z migotaniem przedsionków. U chorych z blokiem przedsionkowo-komorowym i rytmem zatokowym nie mamy zapewnionej synchronizacji przedsionkowo-komorowej, a to ważne, jeśli chodzi o wydolność serca. Trwają intensywne prace nad stworzeniem stymulatorów dwujamowych. Bądźmy dobrej myśli. Dziś to, co jeszcze wczoraj pozostawało w sferze marzeń, jest produktem wdrożeniowym. Jestem przekonany, że to kwestia roku, najdalej trzech lat.