Fobia szkolna to jeden z rodzajów nerwicy dziecięcej, wywołany lękiem przed szkołą: lekcjami, obowiązkami, czasem też przed nauczycielami lub kolegami. To nie jest zwykły strach przed klasówką, do której dziecko czuje się nieprzygotowane. Oczywiście, niekiedy bywa i tak, ale typowe objawy fobii szkolnej mogą świadczyć o tym, że w szkole dzieje się coś niedobrego, czego dziecko bardzo się boi.
Objawy fobii szkolnej – rzeczywistej, a nie wymyślonej przez leniwe dziecko przypadłości – niektórzy rodzice mogą obserwować w trakcie całego roku szkolnego. Po piątkowym powrocie do domu dzieciak jest najszczęśliwszy na świecie i eksploduje energią, a w niedzielę po południu już ma nos na kwintę i narzeka na ból głowy, złe samopoczucie, czasem nawet gorączkuje lub wymiotuje i prosi rodziców o zwolnienie z lekcji.
Paluszek i główka?
Wszyscy znamy to stare przysłowie o „szkolnej wymówce”, i niech rękę do góry podniesie ten, kto nigdy w życiu nie próbował takich chwytów stosować. Patrząc na zbolałą minę naszego dziecka, przypominamy sobie własne szkolne przeżycia i lęki, z dorosłej perspektywy śmieszne – bo sami już się z tym dawno uporaliśmy i jakoś to przeżyliśmy, i jakoś „wyrośliśmy na ludzi”. Często więc lekceważymy te dziecięce strachy, pokrzykując coś o „nierozczulaniu się nad sobą”, o „wzięciu się do nauki”... A tymczasem objawy fobii szkolnej mogą się nasilać – od klasycznych, nerwicowych bólów głowy i brzucha, wymiotów i podwyższonej temperatury, aż po omdlenia, przyspieszoną akcję serca i drżenie rąk. To nie są wymyślone i udawane reakcje: tak działa organizm przestraszonego czymś dziecka. To prawdziwe dolegliwości psychosomatyczne, czyli całkiem realne dolegliwości fizyczne, wywołane głównie emocjami. To tak, jakby wystraszona dziecięca głowa kazała ciału zachorować – bo wie, że dzięki temu dziecko nie pójdzie do szkoły i zostanie w bezpiecznym, spokojnym domu. Czyli w środowisku, w którym nie będzie narażone na to, czego tak się boi – na konfrontację z surowym nauczycielem, brak akceptacji czy nawet przemoc ze strony kolegów, a może po prostu konieczność publicznego zabrania głosu. Charakterystyczną cechą tych objawów jest to, że… znikają, jak ręką odjął, kiedy dziecko uzyska to, o co mu chodzi – zostanie w domu.
I co dalej?
Ale to oczywiście na dłuższą metę nie jest żadnym rozwiązaniem. Dziecko nie może po prostu chować się w domu przed całym światem, nie można go izolować od rówieśników. Rodzice nie powinni więc lekceważyć tych objawów, zwłaszcza jeśli się nasilają. To może spowodować, że – trochę starszy – dzieciak zamiast do szkoły, będzie wychodził z domu po prostu na wagary, będzie szukał ucieczki przed swoimi problemami w narkotykach czy alkoholu. A nierozwiązany problem szkolny może się skończyć nawet samobójstwem. Dlatego nie wolno zostawiać dziecka samego z tym kłopotem, licząc na to, że „samo przejdzie”. Z drugiej strony, bywa niestety i tak, że źródeł lęku przed szkołą trzeba szukać… w domu. W domu, który bywa nieprzyjazny, w którym występuje przemoc, kłótnie, czy choćby kłopoty finansowe. Możliwymi przyczynami fobii szkolnej bywają także nadopiekuńczość rodziców czy nadmierne, wygórowane oczekiwania dotyczące czy to wyników w nauce, czy to społecznych, towarzyskich umiejętności dziecka. Także wady wymowy, wzroku, słuchu, inne rodzaje niepełnosprawności, dysleksja – wszystko to może sprawić, że dziecko będzie się czuło gorsze od rówieśników, nieprzystosowane, a w efekcie – odrzucone przez szkolną wspólnotę.
Pomóc w domu…
Przede wszystkim nie wolno lekceważyć skarg dziecka i trzeba bacznie obserwować, kiedy pojawiają się objawy lękowe i czy nie mijają po trudnej klasówce. I za nic w świecie nie tracić z dzieckiem kontaktu. To chyba najtrudniejsze zadanie do wykonania w całym tym wielkim przedsięwzięciu, zwanym rodzicielstwem. Czasem warto coś poświęcić – są rodzice, którzy mówią, że wolą stracić u dziecka autorytet, byle nie tracić z nim kontaktu. Nie ma tu jednej, dobrej recepty – na pewno trzeba słuchać dziecka i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać… Nie z wyżyn rodzicielskiej wszechwiedzy, grożąc paskiem czy odebraniem przywilejów i przyjemności, a zwyczajnie, ciepło, z miłością i zrozumieniem. Trzeba pomagać w nauce, nie tracąc cierpliwości; trzeba także wspomóc dziecko w pielęgnowaniu kontaktów z rówieśnikami, za nic w świecie nie izolując go od kolegów i koleżanek. Psychologowie twierdzą, że – zwłaszcza w przypadku młodszych dzieci – bardzo pomaga czytanie im na głos. Dwadzieścia minut czy pół godziny dziennie takiego bardzo bliskiego kontaktu nad dobrze dobraną lekturą może okazać się bezcenną pomocą pedagogiczną, tworzącą niezwykłą więź między rodzicem i dzieckiem. A jeśli sprawy zaszły już bardzo daleko, może całej rodzinie potrzebna będzie rozmowa z dobrym psychologiem i terapia rodzinna. Lekarz może też przepisać dziecku leki.
… i w szkole
A co może zrobić szkoła? Rodzice muszą porozmawiać z wychowawcą, z pedagogiem lub psychologiem szkolnym – oni, mając na co dzień kontakt z dzieckiem w środowisku szkoły, będą mogli udzielić sensownych rad i wsparcia. Nie można jednak liczyć na to, że grono pedagogiczne rozwiąże ten problem w imieniu rodziców. Mówimy tu o współpracy, która często może być trudna – nie wszędzie, nie w każdej szkole pracują anioły – ale próbować i starać się na pewno warto, bo stawka jest wysoka. Jeśli dziecko z rzeczywistą fobią szkolną nie uzyska w porę pomocy i wsparcia, konsekwencje mogą być tragiczne – od zaburzonego toku edukacji i rozwoju emocjonalnego, po wyizolowanie społeczne, utrudniające normalne funkcjonowanie w dorosłym życiu, a nawet wspomniane już próby samobójcze.
Marianna Królikowska