Historia zna przypadki schizofreników, którzy dokonali wielkich naukowych odkryć lub osiągnęli artystyczne sukcesy. Ot, choćby znakomity malarz Vincent van Gogh, pisarz Jonathan Swift, autor Przygód Guliwera, czy genialny amerykański matematyk, John Nash, którego biografia zainspirowała twórców filmu Piękny umysł. Stara teoria o schizofrenii jako o wczesnej demencji prowadzącej do całkowitego otępienia dawno legła w gruzach. Przeczy temu aktywność wielu pacjentów, ich udane życie zawodowe.

 

Schizofrenia to – tak się kiedyś mawiało – choroba królewska. Rzeczywiście i dziś występuje ona stosunkowo rzadko, dotyczy tylko 1 proc. populacji, a zachorowalność nie wzrasta, w odróżnieniu np. od depresji. Schizofrenia, sięgając do greckiej etymologii tego słowa, oznacza „rozszczepienie umysłu”, brak łączności między myśleniem a odczuwaniem. Dlatego chorzy mylą fantazję z rzeczywistością, tracą zdolność jasnego rozumowania i nie panują nad emocjami.

 

 

Synonim braku nadziei

Istnieje wiele koncepcji wyjaśniających przyczyny choroby. Jedna z nich mówi o ujawniającej się w ekstremalnych sytuacjach wewnętrznej genetycznej podatności na stres i zranienie. Ową skłonność tłumaczy się nieprawidłową równowagą biochemiczną w mózgu.

W społecznej świadomości schizofrenia jest synonimem czegoś nieuleczalnego, wręcz beznadziejnego. Wciąż budzi lęk, kojarzy się z zamkniętymi zakładami o drzwiach bez klamek i z zakratowanymi oknami. A także z drastycznymi metodami terapii w rodzaju elektrowstrząsów i śpiączek insulinowych. Takie sposoby leczenia dawno już odesłano do lamusa. Ogromny postęp w farmakoterapii oraz inne podejście do chorego, sprawia, że możliwe staje się przystosowanie pacjenta do samodzielnego funkcjonowania. Współczesna psychiatria lansuje optymistyczny pogląd o uleczalności schizofrenii. Nie zawsze jednak oznacza to szczęśliwy finał w zmaganiach z chorobą. Schizofrenia to jest grupa schorzeń, które łączy podobieństwo obrazu klinicznego, przewlekłość przebiegu i dekompensacja – chorzy nie są w stanie funkcjonować społecznie i rodzinnie. Niekiedy mimo wysiłków lekarzy pacjent nie jest w stanie podjąć zawodowej aktywności. Nie ma chęci dbać o siebie ani prowadzić normalnego trybu życia.

Reklama

 

Trudna choroba

Schizofrenia jest trudna, niejednolita i niełatwa do leczenia. Bywa też często trudna do rozpoznania. Zdarza się bowiem, że chorzy świetnie sprawdzają się w życiu i nawet bystre oko psychiatry nie jest w stanie dostrzec u nich znamion choroby.

Ponieważ najczęściej pojawia się ona w okresie pokwitania, więc pierwsze objawy, bardzo niespecyficzne, mogą być łączone z okresem dojrzewania i przypisywane typowym dla tego etapu życia przejawom buntu. Na właściwą diagnozę może naprowadzić informacja o rodzinnym obciążeniu chorobą psychiczną, chociaż choroba nie zawsze pojawia na tle uwarunkowań genetycznych.

W schizofrenii mamy do czynienia z dwoma rodzajami objawów. Tak zwane wytwórcze, czyli omamy i urojenia, zaliczane są do pozytywnych. Drugą grupę objawów stanowią objawy negatywne, polegające na abulii i adynamii, manifestujące się brakiem ochoty do pracy, zadbania o siebie, do jakiejkolwiek aktywności. Taki chory najchętniej pozostawałby w łóżku, rezygnując z jedzenia, mycia. Chory wycofuje się z kontaktów społecznych, zamyka w świecie własnych doznań. Schizofrenia osłabia też funkcje poznawcze – myślenie, uwagę; czasem wyzwala zachowania agresywne.

 

Wszyscy przeciwko mnie

Pierwsze objawy choroby bywają niekiedy bardzo nietypowe, nieuchwytne i podstępne. Młody człowiek przerywa naukę, przestaje dbać o swój wygląd i porządek w otoczeniu, nie wychodzi z pokoju. Czasem początkiem jest depresja przechodząca następnie w objawy psychotyczne. Nawet dość często podejrzewa się depresję i ją stwierdza. Dopiero później pojawiają się objawy wytwórcze i diagnozę trzeba zweryfikować.

Czytelne sygnały choroby to opowieści pacjenta o tym, że słyszy głosy, że wszyscy są przeciwko niemu, że ludzie nawet obcy z niego się śmieją, on zaś zna ich myśli. Nie zawsze jednak manifestuje się ona w sposób tak oczywisty. Czasem chory prezentuje po prostu dziwne zachowania: traci zainteresowanie sprawami, które wcześniej go zajmowały, zarzuca swoje ulubione hobby, manifestuje obojętność, a potem też wrogość wobec rodziny, twierdzi, że nie jest dzieckiem swoich rodziców. Gama możliwych reakcji jest ogromna, a ich kwalifikacja i ocena wymaga specjalistycznej diagnozy.

 

Czy da się wyleczyć?

Najłatwiej leczy się objawy wytwórcze. Przy pomocy leków można wyeliminować omamy i urojenia.

Od lat 50. ubiegłego wieku są stosowane leki z grupy neuroleptyków. Nowoczesne, tak zwane atypowe leki antypsychotyczne neuroleptyki, są naprawdę znakomite. Niemal rewolucyjny postęp, jaki dokonał się w psychofarmakologii, pozwala znacznej części chorych pomóc tak, by włączyli się do normalnego życia. Coraz szersza wiedza na temat mózgu i jego biochemii, przewodnictwa dopaminowego niesie nadzieję na coraz to nowe i jeszcze skuteczniejsze medykamenty. Chociaż w schizofrenii, podobnie jak w depresji, zdarzają się przypadki pojedynczych epizodów psychotycznych – pacjent tylko raz w życiu doświadcza objawów schizofrenii, które już nigdy nie powracają – to generalnie jest to choroba przewlekła, nawracająca, związana z dużym cierpieniem chorego.

Przewlekły charakter choroby oznacza, że mimo podawania leków dochodzi do nawrotów lub zaostrzeń procesu chorobowego. Wymaga to okresowej hospitalizacji, zmiany leków lub skorygowania ich dawek. W schizofrenii tak jak i w cukrzycy, nie można „odstawić” leku. Diabetyk musi dostawać insulinę, aby utrzymać optymalny poziom glukozy w organizmie. W schizofrenii też nie można zaprzestać stosowania medykamentów, trzeba przyjmować dawki podtrzymujące, zwykle mniejsze niż podczas dużej kuracji. Inaczej bowiem leczy się ostre objawy psychotyczne, inaczej natomiast przebiega leczenie podtrzymujące, oparte na najmniejszej dawce specyfiku, zapobiegającej nawrotowi choroby z ostrymi objawami. Skutki terapii nie zawsze dają się przewidzieć. Czasem barierą okazuje się nietypowa reakcja na leki i lekoodporność, co zmusza do podejmowania kolejnych prób leczenia.

 

………

Reklama

 

Schizofrenia – od Bleulera

Termin schizofrenia wprowadził w 1911 roku psychiatra szwajcarski, Eugen Bleuler (1857–1939), psychiatra szwajcarski. W latach 1898–1927 profesor uniwersytetu w Zurychu. Uważany za prekursora psychoanalizy. Opisał schizofrenię jako jednostkę chorobową, zastępując pojęcie dementia praecox autorstwa Emila Kraepelina.


Ryzyko schizofrenii

Na schizofrenię równie często chorują mężczyźni i kobiety. Pierwszy epizod u mężczyzn występuje pomiędzy 15 a 25 rokiem życia; u kobiet – między 25 a 35.

Ryzyko zachorowania na schizofrenię przez dziecko obojga chorych rodziców wynosi 50 proc. Gdy chore jest jedno z rodziców, ryzyko wynosi 18 proc. Kiedy chorują krewni drugiego stopnia, to prawdopodobieństwo wystąpienia choroby wynosi 2,5 proc.