– Zamknij drzwi, bo przeciąg! – taki okrzyk, wyraźnie podszyty lękiem, że zaraz zacznie się choroba, słyszał każdy z nas. Czy lęk ten ma jakieś uzasadnienie, czy bierze się z zatwardziałych przesądów?

Znajomemu lekarzowi przeczytałam następujący fragment z książki Georgesa Vigarello Historia zdrowia i choroby: „Przeniknięcie do ciała przeciągów wywołać może konwulsje, a także prowadzić do śmierci”. – A „gorące powietrze spowodować wściekliznę” – odpowiedział, bo także czytał tę książkę i wiedział, że to cytat z listów markizy de Sevigne do córki. I tak prowokacja się nie udała. Chciałam usłyszeć, że przeciągi nie są aż tak niebezpieczne, jak sądzono w XVII wieku, a dowiedziałam się, że współczesna medycyna w ogóle nie przykłada do nich wagi. Przeciąg to wiatr, więc jego działanie jest takie samo na dworze, jak w domu. Kiedyś ogrzanie mieszkania było trudniejsze, przeciąg szybko wychładza, więc starsi ludzie mają to jeszcze w pamięci. I to wszystko.

Rzeczywiście – wiatr przelatujący przez pokój, czy wiatr na dworze to taki sam wiatr – ale temat nie dawał mi spokoju. Zachodnia medycyna naukowa tyle już razy zmieniała zdanie w sprawie szkodliwości lub nieszkodliwości różnych rzeczy, że postanowiłam się dowiedzieć, co sądzą o tym na Dalekim Wschodzie. Okazało się, że w medycynie chińskiej wiatr zajmuje poczesne miejsce, tak ważne, że wśród różnych czynników chorobotwórczych wymieniany jest na pierwszym miejscu.

„Frontalny przeciąg, tzn. zmiana temperatury, ciśnienia powietrza, stopnia wilgotności i promieniowania, wpływa na stan zdrowia osób wrażliwych na zmiany atmosferyczne. Nauka stwierdza, że u osób, które wrażliwie reagują na nadejście frontów zimna, częściej występują nerwobóle, chwiejność nastrojów, podniesienie ciśnienie krwi, udar mózgu i bóle reumatyczne. Wiadomo jeszcze, że przy szybkim ogrzaniu ciała wzrasta liczba zachorowań na grypę. Zimny wiatr może spowodować stany drgawkowe, natomiast ciepły może działać osłabiająco” – napisał prof. Stephan Palos w książce Medycyna   chińska.

Czy zatem można postawić znak równości między twierdzeniem chińskich lekarzy, że „zimny wiatr może spowodować stany drgawkowe”, a przekonaniem naszych prababć, że przeciąg może człowieka „pokręcić”?

 

 Zewnątrz i wewnątrz

Medycyna chińska dzieli wszystkie choroby na dwa rodzaje: takie, które zostały spowodowane przez czynniki zewnętrzne oraz pochodzące z wewnątrz. Zewnętrzne przyczyny wywodzi od wiatru, zimna, suszy, wilgoci, ognia i upału. Wewnętrzne – to skutek złych emocji, niewłaściwego sposobu odżywiania się, wadliwego współdziałania narządów, albo schorzeń, które były powierzchniowe, ale przedostały się do wewnątrz. W ślad za tym idą zewnętrzne lub wewnętrzne metody leczenia. Terapia zewnętrzna – to okłady, masaże, akupunktura, wewnętrzna – prawidłowe odżywianie i leczenie ziołami.

Lekarze chińscy traktują człowieka jako część natury, ściśle z nią zespoloną. To, co na zewnątrz, przenika do jego wnętrza, a to, co wewnątrz wydostaje się na zewnątrz. Związek obu tych stref umożliwia system meridianów, czyli sieć drobnych kanalików umieszczonych w mięśniach pod skórą, łączących powierzchnię ciała z organami wewnętrznymi. To przez nie energia zewnętrzna przeniknąć może do „systemu komunikacyjnego” łączącego wszystkie narządy. – Tymi to drogami jest połączone „wewnątrz” i „zewnątrz”. Tędy energia może przenikać z zewnątrz do wewnątrz, może też być oddawana z wewnątrz do zewnątrz. I tą zależnością można wyjaśnić nie tylko, jak powstaje choroba, ale w jaki sposób ją leczyć. Bez względu na to, jak doskonałe mogą być późniejsze powiązania, jak trudne to leczenie, oraz jak skomplikowana może się nam wydać diagnoza. Podstawą wszystkiego jest zależność „wewnątrz-zewnątrz”, połączona z układem narządów i systemem meridianów – napisał dr med. Christoph Kunkel w książce Tradycyjna chińska medycyna.

 

Pięć poziomów ochronnych

Takie otwarcie na wpływy środowiska mogłoby być zbyt niebezpieczne, toteż natura wymyśliła zarazem system obronny. Jest nim pięć poziomów energii ochronnej, które czynnik chorobotwórczy musi pokonać, zanim się dostanie do samego wnętrza. Największe skupienie energii ochronnej (nazywanej przez Chińczyków wei qi), jest na plecach na wysokości karku. To właśnie w obawie przed zakłóceniem tych sił okrywamy szyję szalem lub stawiamy kołnierz, jeśli byliśmy na dworze i wiatr zjawił się nieoczekiwanie. Wychodząc w wietrzną pogodę z domu, jesteśmy na jej działanie przygotowani.

Z przeciągiem to zupełnie inna sprawa. Co się dzieje, gdy silny strumień powietrza nagle uderzy w człowieka rozluźnionego, rozgrzanego pracą? Nikomu nie trzeba mówić, że jest to równoznaczne z zesztywnieniem karku, bólem ramion czy bólem głowy, bo to przecież przeżywa każdy z nas. Lekarze chińscy mówią o takich przypadkach, że nastąpiło zablokowanie meridianów i energii w nich krążącej. Gdy nagłe wtargnięcie wiatru blokuje energię, która zarządza całym naszym życiem, skutki mogą być różne. Może nas „wykręcić”, powodując sztywny wyraz twarzy – rodzaj lekkiego paraliżu, a nawet wywołać poważną chorobę.

Jeśli czynnik chorobotwórczy pokonał pierwszy poziom ochronny, występują zwykle takie objawy, jak dreszcze, gorączka, niepokój wewnętrzny. Wówczas stosujemy nacieranie, ciepłą kąpiel lub owinięcie wełną, aby zaś wspomóc się od środka – wypijamy coś rozgrzewającego: imbir, gorczycę, lipę, sok malinowy, kieliszek alkoholu. Jeśli jednak czynnik ten pokonał pierwszy poziom i przedostał się głębiej, nie można go tak łatwo zlikwidować. Zablokowanie energii powoduje, że także krew ma mniej siły do krążenia – Chińczycy mówią, że nastąpił „zastój krwi”, my nazwalibyśmy to niedokrwieniem naczyń. Organy wewnętrzne reagują na to różnymi dolegliwościami.

Inaczej mówiąc, przeciąg dlatego jest groźny, że atakuje znienacka, zaskakując nieprzygotowany na uderzenie wiatru organizm. Instynktownie wiemy, że energia ochronna nie wystarcza, by takie nagłe uderzenie pędu powietrza przyjąć bez negatywnych skutków. W związku z tym wymyślono wiele sposobów, by zwiększyć jej zasób w powłokach zewnętrznych – chodzenie po rosie, naprzemienne chłodne i gorące kąpiele itp.

 

Nasze i chińskie słownictwo medyczne

Czy zatem europejscy lekarze o szkodliwości przeciągów nie wiedzą? Ależ wiedzą, przecież lecząc różnego rodzaju zaziębienia, przestrzegają przed lekkomyślnym wystawianiem spoconego ciała na zimny prąd powietrza. Rzecz leży w nazewnictwie. Nowoczesna medycyna odgrodziła się od nazewnictwa stosowanego jeszcze w XVII i XVIII wieku, stwarzając zupełnie nową terminologię. Dziewiętnastowieczna rewolucja przyrodnicza, wychodząc od tzw. patologii komórkowej, dała całkowicie nowy opis zależności chorobowych oraz specjalistyczne słownictwo. Nie ma w nim takich określeń, jak „przeciąg” czy tym bardziej „cug”. Wykształcony lekarz nie powie więc, że „przeciąg może człowieka pokręcić”, tylko zacznie wyjaśniać, jakie mogą być skutki nagłego ochłodzenia organizmu przez ostry strumień zimnego powietrza.

Natomiast lekarz chiński stosuje słownictwo, będące w użyciu od kilkudziesięciu wieków. I gdy się je porówna z europejskim słownictwem medycznym sprzed dziewiętnastowiecznej rewolucji, wychodzą na jaw zdumiewające podobieństwa.

Chińczycy stworzyli schemat diagnostyczny i określili go ośmioma kryteriami przewodnimi. Są to cztery przeciwstawne sobie pary: jin – jang, pustka – pełnia, wewnątrz – zewnątrz, zimno – gorąco. W Europie pary takie to: zimno-suchość, zimno-wilgoć, gorąco-suchość, gorąco-wilgoć.

Chińska tradycja mówi, że „wiatr może spowodować ból głowy, przeziębienie, zatykanie nosa i kaszel. Zimno doprowadza do bólu stawów, wymiotów, biegunki i bólów brzucha. Susza natomiast do bólu gardła, kaszlu, potów i dolegliwości w klatce piersiowej. Wilgoć powoduje obrzęki, malarię, żółtaczkę i choroby stawów. Ogień przynosi udar słoneczny, udar cieplny i krwioplucie. Upał również może wywołać biegunki, wymioty, bóle głowy” (S. Palos).

Europejska, że „Saturn – zimny, wilgotny, sprawia, iż dane osoby są chmurne i melancholijne, zatroskane i opieszałe; Jupiter – planeta gorąca i wilgotna, promienna jak wiosna, czyni z nich radosnych sangwiników; Mars – suchy, gorący i wojowniczy, skłania do złości i bitew” (G. Vigarello).

Chińczycy dzielą zioła na neutralne, ciepłe, gorące czy chłodzące lub według kolorów, żywiąc zarazem przekonanie, że skutki, jakie wywołuje taka roślina, zależą od ludzi, klimatów, gwiazd. Europejczycy co do joty tak samo: „jedna roślina jest zimniejsza lub gorętsza od drugiej, a wywoływane przez nią skutki zależą od ludzi, klimatów i gwiazd”.

Podstawą chińskiej medycyny jest kalendarz, pomagający ustalić, jakie choroby są właściwe dla określonych pór roku i zmian klimatycznych. W Europie przeciwdziałano chorobom związanym z porami roku radząc: W styczniu pij imbir, rabarbar, zażywaj miksturę i napój przeciw dusznościom. W sierpniu nie jedz kapusty ani malw, gdyż są pożywką czarnej żółci; nie pij miodu ani cydru ani jęczmiennego piwa, o ile nie są zupełnie świeże, pij piołun i polej.

 

Tęsknota do korzeni?

Podobieństw jest więcej, ale przytoczenie ich jest utrudnione z tego względu, że stare europejskie przepisy cytowane są z ironicznym komentarzem, natomiast chińskie z pełną zrozumienia powagą. Ponadto starożytna medycyna chińska stale się rozwija, a europejska poszła w zapomnienie. Może więc ogromne zainteresowanie medycyną chińską bierze się z tęsknoty do własnych korzeni? A może nasza tak się odhumanizowała, że przestaliśmy rozumieć własny organizm?

Żeby uświadomić sobie te różnice przyjrzyjmy się definicjom płuc:

Płuca, parzysty narząd oddechowy kręgowców, oddychających powietrzem atmosferycznym; u ssaków są położone w jamie piersiowej, oddzielonej przeponą od jamy brzusznej, pokryte opłucną płucną; głębokie szczeliny dzielą płuca na kilka płatów, w których obrębie rozróżnia się segmenty, a w nich tzw. zraziki płucne; do płuca wchodzi oskrzele, dzielące się stopniowo na coraz drobniejsze odgałęzienia; najmniejsze oskrzeliki są zakończone mikroskopijnymi pęcherzykami płucnymi, które stanowią miejsce wymiany gazów oddechowych – informują specjaliści europejscy (Nowa Encyklopedia Powszechna).

O płucach można powiedzieć, że to ministerstwo obrony. Z płuc wydychamy to, co „zmętniałe” oraz wdychamy to, co „czyste”. Dbają one o to, by skóra była stale nawilżona i sprężysta, oraz by błony śluzowe nosa stanowiły barierę dla infekcji. Efektem uszkodzenia płuc w wyniku upału, chłodu, suszy lub wilgoci są: kaszel, astma, plwociny lub temperatura. Siły obronne wej-qi zostają zakłócone – informuje lekarz medycyny chińskiej (Ch. Kunkel.).

Bez komentarza.

 

Wiesława Kwiatkowska