Plasterek współcześnie produkowanej gumy do żucia waży zaledwie dwa gramy. Jego główny składnik stanowi tzw. guma podstawowa (około 40 procent), reszta to cukier bądź słodzik, węglowodory lub wosk parafinowany i naturalne aromaty, które nadają jej przeróżne smaki, począwszy od miętowego (odświeżającego oddech i minimalizującego napady głodu) po eukaliptusowy (udrażniający oddech), miodowy (kojący bóle gardła), owocowy (witaminizowany), goździkowy (niwelujący alkoholowy chuch), a nawet cynamonowy (popularny w USA) i rybny (za którym przepadają Japończycy). I choć pierwsze specyfiki do żucia nie obfitowały w tyle smaków, to ich zwolenników nie brakowało. Dlaczego? Otóż dziegieć – czyli inaczej smoła drzewna, którą zajadali się nasi praszczurowie w epoce kamiennej – koił ból zębów, czyścił jamę ustną, działał antybakteryjnie i pomagał w leczeniu zapalenia gardła. W starożytności natomiast gumę zastępowała żywica z krzewu mastykowego. Grecy używali jej do odświeżenia oddechu i oczyszczania jamy ustnej po posiłku.

 

 

Generalski przysmak

Podstawowym składnikiem pierwszych współczesnych gum do żucia były chicle – ciągnąca się żywica z drzewa sapodilla (rosnącego na półwyspie Jukatan). W połowie XIX wieku meksykański generał Santa Anna skrzynie ulubionego specyfiku wywiózł ze swojego kraju na Staten Island. Tam chicle przypadły także do gustu Thomasowi Adamsowi, synowi fotografa, który przetransportował je z Meksyku w takiej ilości, by rozpocząć masową produkcję gumy. Prototyp współczesnych plasterków miał smak anyżkowy. Sprzedawano je pod nazwą „Black Jack”. Pierwsze gumy smakowe wymyślił natomiast aptekarz John Colgan z Louisville (Kentucky), a na pomysł dodania do chicle proszku pepsynowego, poprawiającego trawienie, wpadł niejaki dr Edward E. Beemann z Ohio. Nie spodziewając się, iż guma jego autorstwa cieszyć się będzie takim powodzeniem umieścił na jej etykiecie wizerunek świni. Wkrótce jednak zastąpił ją portret samego Beemana. Równie zaskoczony popularnością gumy do żucia był słynny dzisiaj William Wrigley Jr. Początkowo dodawał ją jedynie do sprzedawanego przez siebie proszku do pieczenia. Szybko jednak okazało się, że proszek „idzie” kiepsko, guma natomiast rozpływała się w okamgnieniu. Wkrótce założona przez Wrigleya fabryka nie nadążała z zamówieniami. Pasjonatami żucia okazali się bowiem amerykańscy żołnierze. W czasie II wojny światowej przysługiwały im trzy opakowania miesięcznie. Żująca armia miała być dzięki niej bardzo czujna i mniej zestresowana. Mówiono nawet, iż guma... podnosi morale wojska?

 

Dziecięca profilaktyka

Argumentem nie do odparcia dla obecnych od lat przeciwników mlaskania jest prozdrowotne działanie gumy do żucia. O tym, że jest ona skuteczną bronią w walce z próchnicą wiedzą już nawet dzieci. I dobrze, gdyż to właśnie one są nią najbardziej zagrożone. Po jedzeniu i piciu cukier i inne węglowodany poddawane są przemianie przez bakterie płytki nazębnej. W wyniku tego wytwarzają się kwasy, które uszkadzają szkliwo zęba. Im dłużej i częściej atakują zęby, tym większe ryzyko pojawienia się próchnicy. Problem w tym, iż szkliwo pokrywające zęby dzieci nie jest jeszcze całkowicie zmineralizowane, a w przypadku zębów mlecznych stanowi zaledwie połowę grubości szkliwa zębów stałych. Ponadto dzieci znacznie częściej niż dorośli podjadają między posiłkami i znacznie mniej dokładnie myją zęby. Żucie gumy w tym czasie stanowi więc dla nich dodatkową ochronę.

A w przypadku dorosłych? Cóż, każdy z nas zauważył, iż regularne ruchy szczęki stymulują wydzielanie śliny, bogatej w minerały i białka. Chroni ona dziąsła i błonę śluzową przed uszkodzeniami i neutralizuje niebezpieczne kwasy, wypłukując resztki pokarmu z przestrzeni międzyzębowych. Dodatkowo jony wapniowe i fosforanowe, które zostały wytrącone podczas demineralizacji zostają ponownie wprowadzone do szkliwa zęba, wzmacniając je.

Warunkiem profilaktycznego działania gumy ze stomatologicznego punktu widzenia jest jednak jej skład. Cukier sprzyja rozwojowi próchnicy, dlatego trzeba unikać go w jej składzie.

Badania w Stanach Zjednoczonych, a także w Polsce dowiodły, iż dzieci żujące gumę bezcukrową przez 20 minut po posiłku mają o 10 procent mniej zębów zaatakowanych przez próchnicę. Doświadczenia prowadzone w innych krajach przyniosły podobne rezultaty.

 

Na stres, pamięć i zgagę

W gumie swoje panaceum na zawodowe troski znaleźli także kierowcy, urzędnicy czy biznesmeni. Pierwsi twierdzą, iż żucie pomaga im skoncentrować się na jeździe samochodem i nie pozwala zmrużyć oka za kierownicą. Naukowcy twierdzą, iż dzięki gumie czują się mniej zestresowani. Ich spostrzeżenia potwierdza prof. Hollingworth dowodząc, iż rytmiczne obracanie szczęką prowadzi do ogólnego rozluźnienia i odprężenia mięśni (zjawisko to porównuje się z tym, jakie ma miejsce podczas powtarzania mantry przy medytacji). Badacze z University of Northumbria w Wielkiej Brytanii dowodzą nawet, iż żucie gumy korzystnie wpływa na pracę mózgu i serca. Swoją grupę doświadczalną podzielili na tych, którzy podczas testu żuli gumę, tych co pozorowali te czynności i tych co niczego nie żuli. Następnie wszystkich poddali testowi na zdolność do krótkotrwałego zapamiętywania słów oraz długotrwałego zapamiętywania numerów. Okazało się, że pierwsze dwa zespoły potrafiły znacznie więcej zapamiętać niż ci ostatni.

Ponadto żujący prawdziwą gumę po zakończeniu eksperymentu mieli o trzy uderzenia serca na minutę więcej niż nieżujący wcale i o 1,5 uderzenia więcej w porównaniu do tych, którzy pozorowali ruchy żuchwą.

– Sądzimy, że niewielki wzrost pracy serca może wpływać na lepsze zaopatrzenie w tlen i glukozę neuronów w mózgu, co wpływa na kolejną poprawę zdolności umysłowych – tłumaczy ten fakt Andrew Scholey, kierujący badaniami.

 

Nie dla wszystkich

O gumie zapomnieć powinni cierpiący na wrzody żołądka i dwunastnicy – w schorzeniach tych zwiększone wydzielanie śliny nie jest wskazane. Nie zaleca się jej również odchudzającym się, gdyż żucie stymuluje organizm do produkcji większej ilości kwasów trawiennych (zwiększa się apetyt, a jeśli go nie zaspokoimy żołądek zaczyna trawić się sam).

Nie jest wskazana dla osób z paradontozą – zwłaszcza w okresie, kiedy zęby zaczynają się chwiać, także dla pacjentów ze świeżo założonymi plombami lub z problemami żuchwowymi oraz dzieci z ruszającymi się mleczakami.

Guma nie będzie też lekarstwem na próchnicę dla kogokolwiek, kto myśli, że zastąpi mu ona mycie zębów po posiłku.

I na koniec uwaga! Mlaskanie, „strzelanie”, mówienie z żującą buzią, nie mówiąc już o przyklejaniu wyżutych resztek do talerzy, krzeseł i stołów nie ma nic wspólnego z profilaktyką prozdrowotną, ma natomiast wiele z brakiem kultury.

 

Weronika Pietrzyk