„Człowiek jest jedynym zwierzęciem, które kładzie się spać, kiedy nie jest śpiące i wstaje, kiedy jest senne” – to cytat z Dave’a Gneisera. I chociaż bardziej eleganckie byłoby sformułowanie: „jedną z wielu różnic między człowiekiem a zwierzęciem jest...” – to zmiana formy ani trochę nie osłabiłaby celności tego spostrzeżenia.

 

Nie stosując się do wskazań biologicznego zegara – czyli wbrew naturze – z przyczyn tzw. obiektywnych lub z własnej subiektywnej woli układamy się do snu wówczas, gdy możemy sobie na to pozwolić, a zrywamy się na dźwięk budzika. Dzielimy dobę na czas snu i czas czuwania, nie bacząc na normy, wskazania lekarzy ani na sygnały własnego organizmu.

I nawet jeśli w środku dnia odczuwamy potrzebę wytchnienia – rzadko odważamy się pomarzyć o... drzemce. Chwila relaksu, osłabienia czujności mogłaby przecież narazić na szwank wizerunek człowieka sukcesu – zawsze gotowego zmierzyć się z nowymi wyzwaniami.

 

Przywilej emerytów?

I to – tylko niektórych. Nie tych, którzy chcą lub muszą dorabiać do skromnych świadczeń; i nie tych, bez których całodziennej aktywności niejedna rodzina nie mogłaby funkcjonować w miarę normalnie.

Pozostali pozwalają sobie czasem na odrobinę luksusu – poobiednią drzemkę. W wygodnym fotelu lub na miękkiej kanapie, otulając się mięciutkim kocykiem, na kwadrans, dwa lub trzy zapadają w błogi stan między czuwaniem a snem...

Budzą się rześcy, odprężeni, pogodni, czasem – zażenowani, ale oczekujący zrozumienia, że w „pewnym wieku” nieodparta potrzeba poobiedniej drzemki jest już usprawiedliwiona.

Reklama

 

Przymus klimatyczny?

W krajach o klimacie nieco mniej umiarkowanym niż panujący w Polsce, w tzw. ciepłych krajach, prawo do poobiedniej drzemki bywa nawet zagwarantowane ustawowo. Na hasło „sjesta” w środku dnia zamykane są sklepy i urzędy, pustoszeją ulice, a tubylcza ludność udaje się na spoczynek. Miejscowe władze, świadome, że praca podczas upalnych południowych godzin może być tylko udręką – wręcz zachęcają współobywateli do drzemki w środku dnia.

 

Powód do niepokoju?

Zdarza się jednak i tak, że w naszej strefie klimatycznej ludzi młodych, czynnych zawodowo i towarzysko, już po paru godzinach porannej aktywności dopada uczucie znużenia i senność tak obezwładniająca, że gotowi są ułożyć głowę gdziekolwiek, byleby tylko – nawet na krótko – „wyłączyć” obowiązek czuwania...

Umiarkowane obniżenie sprawności fizycznej i intelektualnej w godz. 13–15 (lub – wg innych badaczy – między 14 a 16) nie jest zjawiskiem niepokojącym. Jest nawet – wynikającą z funkcjonowania zegara biologicznego i akceptowaną dość powszechnie – normą.

Ale senność nadmierna, nieprzemijające odczuwanie zmęczenia mogą być sygnałami toczących się w organizmie procesów chorobowych. Bywają jednymi z pierwszych objawów cukrzycy, anemii, chorób nerek, tarczycy, wątroby; mogą być pomocne w rozpoznawaniu zespołu bezdechu nocnego.

Warto więc, przy okazji najbliższego spotkania z lekarzem rodzinnym, wspomnieć również o nadmiernej skłonności do marzeń o drzemce.

 

Co na to specjaliści?

Specjaliści od drzemki, oczywiście. Bo medycyna z całą powagą traktuje problem poobiedniej drzemki.

Wyniki badań naukowych doprowadziły do sformułowania wielu wniosków, z których można, w dużym uproszczeniu, wyodrębnić dwa, wiodące:

  1. Nawet krótka drzemka w ciągu dnia prowadzi do zakłóceń snu nocnego; bywa przyczyną uciążliwych trudności w wieczornym zasypianiu, budzenia się w środku nocy bądź skrócenia czasu, przeznaczonego na sen.
  2.  Poobiednia drzemka w widoczny sposób regeneruje sprawność intelektualną. Po jednej godzinie snu (wczesnym popołudniem) mózg zaczyna znów funkcjonować tak, jak o 8 rano (czyli w porze swej maksymalnej wydajności).

A zalecenia?

Jeśli zapytamy specjalistę od higieny snu – z pewnością będzie się starał zniechęcić nas do ulegania podszeptom zegara biologicznego i raczej doradzi, by chwile słabości zneutralizować filiżanką kawy lub spacerem na świeżym powietrzu.

Jeśli po radę udamy się do specjalisty od higieny pracy – możemy się spodziewać, że – powołując się na wyniki najnowszych badań – przekona nas, iż krótka przerwa na drzemkę może przynieść tylko korzyści. Także – wymierne.

Naukowcy z amerykańskiej Narodowej Fundacji Snu obliczyli, że skutki senności pracowników (obniżenie wydajności, pogorszenie pamięci i zdolności koncentracji, zaburzenia odporności) kosztują rocznie 20 mln dolarów.

A wystarczy 10-minutowa drzemka, by zregenerować siły i znów pracować wydajnie. Z bardziej precyzyjnych pomiarów wynika, że np. 5 minut – to za mało; odzyskana energia wystarczy zaledwie na godzinę. 20 i więcej minut – to zbyt długo; człowiek budzi się lekko oszołomiony i marnuje cenny czas na powrót do rzeczywistości.

Pozostaje 10–15 minut. Kwadrans na obowiązkowe „leżakowanie” w pracy?

Perspektywa kusząca, ale dopóki nie powstanie „czterostronna” komisja, złożona z pracodawców, specjalistów higieny pracy i higieny snu oraz pracowników – o drzemce w pracy można sobie tylko podyskutować w wąskim, koleżeńskim gronie.

Sącząc kolejną kawę...

 

Karolina Mikonowicz