Podobno nie był znany w starożytności. Tak twierdzi Andrzej Skarżyński, autor książki Magia ziół  i podaje, że po raz pierwszy pełnego opisu tego zioła dokonał w XVI wieku niemiecki aptekarz, lekarz i botanik Theodor Jacob z Bergzatern, omawiając je jako jedno z 5800 gatunków roślin. Z pewnością jednak znali perz ludzie pracujący na roli, bo mieli z nim wiele zachodu. „Czym złodziej w komorze, a wilk w oborze lub świnie w szkodzie, tym perz w ogrodzie” powiada przysłowie, które przetrwało do dziś.

Bo rzeczywiście, jak walczyć z zielskiem, które zamiast normalnego korzenia jak Bóg przykazał ma rozłogi rozciągające się pod ziemią nawet na 15 metrów! Nad ziemię wypuszcza źdźbła, osiągające wysokość zależną od jakości gleby (bywa że do półtora metra), które można zrywać do woli, bo i tak odrosną, tyle że nie zawsze w tym samym miejscu.

Mocując się z tą niezwykle żywotną rośliną, człowiek mimo woli nabierał szacunku dla jej siły witalnej i oczywiście próbował tę siłę przejąć. Bo nie ma wśród naczelnych zachłanniejszego stworzenia niż człowiek. A i bardziej narażonego na choroby, bo próbując wszystkiego, nieustannie wystawia się na niebezpieczeństwo. Potrafił jednak tak dobrze skorzystać z przyzwolenia, by czynił sobie ziemię poddaną, że wynalazł mnóstwo środków zwalczających choroby i przedłużył sobie życie. Jasne więc, że musiał zbadać także perz. I odkrył, że zawiera związki cukrowe, śluzy, kwasy organiczne, proteiny, karoteny, gorycze, witaminy B i C, jest bogaty w mikroelementy, a przede wszystkim krzem i żelazo. Okazało się, że to żywotne ziele działa moczopędnie, wzmaga procesy przemiany materii, oczyszcza krew, obniża poziom cholesterolu i wzmacnia naczynia krwionośne.

Oczyszcza krew i wzmacnia serce także głóg i nagietek, moczopędnie działa wiele innych ziół, jak się w tym wszystkim połapać i które zioła przyjmować?

Punktem wyjścia dla medycyny naturalnej był wygląd rośliny, a więc kształt i kolor. Głóg jest czerwony, ma więc związek z krwią, nagietek jest żółty, więc oczyszcza krew i umysł, inne zioła mają kwiaty lub listki podobne do narządów ludzkiego ciała, pomagają więc na te organy. Perz przypomina układ krwionośny, jest tak jak on rozgałęziony, z rozłogów wyrastają rozłogi i wyrostki, a więc już swoim kształtem wskazuje, że wzmacnia naczynia krwionośne.

Jeśli taka analogia wydaje się komuś prymitywna, niech sobie przypomni niemieckiego lekarza, który uwierzył, że podobne leczy podobne i stworzył homeopatię. Nazywał się Samuel Hahneman, a swoje odkrycia ogłosił po raz pierwszy w 1796 roku. Ta gałąź medycyny jednak obecnie dopiero się rozwija, gdy częściowo ustąpił zachwyt dla leków syntetycznych, bo wyszło na jaw, że niektóre z nich mają fatalne działanie uboczne. Wzrosło też zainteresowanie tzw. medycyną alternatywną, a nasi lekarze zaczęli uczestniczyć w kursach organizowanych przez swoich chińskich kolegów. Gna ich głównie ciekawość, jak można stawiać diagnozę bez badań laboratoryjnych i bez osłuchiwania pacjenta. W Chinach nie tylko nie wolno było dokonywać sekcji zwłok, ale w ogóle dotykać pacjenta, szczególnie tego dostojnego, jedyne odstępstwo na jakie pozwalała etykieta, to dotknięcie pulsu na ręce. Że zaś i tam pieniądz był motorem postępu, a dostojni dobrze płacili, lekarze wymyślili metodę stawiania diagnozy wyłącznie na podstawie wyglądu chorego i bicia jego pulsu. Pomysłowość człowieka jest nieograniczona, a ciało ludzkie poddaje się wielu metodom leczniczym. Na przykład tej stosowanej przez „taoistycznego maga”, który wzywał chorych, by padali przed nim na twarz i żałowali za grzechy, a potem dawał im do picia wodę z „czarodziejskim środkiem”. I osiągał znakomite efekty, choć podejrzewa się, że podawał czystą wodę. Bo czarodziejskim środkiem jest nasza wiara w skuteczność leku.

Wiara zaś przychodzi wraz z wyobrażeniem sobie, jak musi wzmacniać nasz organizm roślina o takiej witalności jak perz. Nosi także nazwy psia trawa, pszenica psa, trawa aptekarska lub korzenica. A wszystko to stąd, że chłopi podpatrzyli psy leczące się wygrzebanymi kłączami i też z nich korzystali, łącząc zmielone z mąką i gotując posilne potrawy.

Surowcem zielarskim jest właśnie kłącze. W instrukcji dla zbierających powiada się, że gromadzić należy wyłącznie „kłącze walcowate, grubości ok. 3 mm, barwy kremowożółtej lub żółtej, z pustymi wewnątrz międzywęźlami i pełnymi węzłami (...). Kłącza pozyskuje się najczęściej przy różnego rodzaju uprawie mechanicznej gleby przez wybronowanie lub wygrabianie rozłogów. Jednak surowiec dobrej jakości uzyskuje się z rozłogów młodych, grubych, o barwie kremowożółtej, w okresie wczesnej wiosny lub jesieni”. Można też pójść do zaprzyjaźnionego działkowicza, przyjrzeć się pryzmie z wykopanym perzem, wybrać, oczyścić z ziemi, ale nie myć, bo pleśnieje, tylko suszyć na słońcu w przewiewie, a potem dosuszyć w domu. Trochę z tym zachodu, bo wysuszone trzeba jeszcze oczyścić z łusek i korzonków, ocierając ostrym płótnem, ale obcowanie z żywą naturą zawsze przynosi dobre efekty, a bakterie, z jakimi mamy wtedy kontakt, są niezbędne dla życia. Od pewnego czasu wiadomo już przecież, że alergie dręczące dzieci wychowywane w mieście biorą się z nadmiernego niszczenia bakterii. Wychodzi więc na to, że powiedzenie „częste mycie skraca życie” to prawda. Bo jeśli dosłownie nie skraca, to czyni je uciążliwszym. A już starożytni nawoływali do umiaru w każdej dziedzinie życia.

 

Wiesława Kwiatkowska