Rozmowa z Pauliną Sykut.
Bliskie jest Pani słowo dieta?
Nie, nigdy się nie odchudzam. Zdrowo jem i uprawiam sport: biegam, jeżdżę na rowerze, pływam, chodzę na siłownię. Pasjonuję się triatlonem. Sport jest bardzo ważnym elementem mojego życia, jest medytacją, która pozwala mi odetchnąć od napięcia w pracy, bo tam jest dużo tych emocji.
Jest Pani zdyscyplinowana?
Nie mam wyboru. Żyjąc intensywnie, pracując i uprawiając sport, trzeba mieć dużo samodyscypliny. Inaczej nie byłabym w tym miejscu, w którym dzisiaj jestem.
Jak się Pani odżywia?
Zdrowo. Staram się dopasowywać swoje menu do potrzeb organizmu. Jem dużo warzyw i ryb. Bardzo lubię kaszę gryczaną nieopaloną. Jem ją do wszystkiego. Lubię też kaszę jaglaną, płatki żytnie, żytni chleb. Suplementacja nie jest mi obca. Bardzo dbam o to, aby moje menu było pełne i kompletne. Raczej nie jadam mięsa – jeśli je przygotowuję, to zazwyczaj dla mojego męża.
Piotra poznała Pani w wieku zaledwie 17 lat.
Może nawet wcześniej, tylko nie od razu byliśmy parą. Poznaliśmy się przypadkiem. Przedstawił nas sobie wspólny kolega. Piotrek bardzo mi się spodobał, ale byłam zbyt młoda i nie myślałam wtedy o związku. Pamiętam, że po naszym pierwszym spotkaniu zwierzyłam się koleżance: „Spotkałam fajnego chłopaka. Był taki uśmiechnięty, wyglądał, jakby przyjechał z zagranicy”. Dziś, po latach bycia razem, kiedy przychodzę do domu zmęczona, czasem zdenerwowana czy smutna, jego uśmiech wystarczy mi, żeby oczyścić się z negatywnych emocji. Jest najbardziej radosnym i zdystansowanym człowiekiem, jakiego znam.
Pani promienieje, kiedy opowiada o mężu. Czy jest jakaś recepta na tak udany związek?
Ja jej nie znam, ale przecież wiadomo, że w związkach są wzloty i upadki. U nas też nie zawsze było idealnie, ale wychodziliśmy razem z każdej opresji. Zawsze możemy na siebie liczyć, jesteśmy dla siebie wsparciem. Piotr cały czas jest przy mnie i pomaga w wielu sytuacjach. Daje mi dużo zrozumienia. Cieszy się z moich sukcesów i jest ze mnie dumny.
Długo czekaliście ze ślubem.
To prawda. Potrzebowaliśmy czasu, aby dojrzeć do tego wydarzenia. Nie chcieliśmy tak ważnej decyzji podejmować pochopnie. Ślub był jednym z najpiękniejszych momentów w moim życiu.
Zdarzają się ciche dni?
Nie, ponieważ Piotr zawsze rozładowuje sytuację uśmiechem. Ja bywam bardzo niecierpliwa, wtedy musi mnie uspokoić. Nauczył mnie dystansu do wielu spraw i przede wszystkim do siebie.
Zanim została Pani dziennikarką i prezenterką, brała Pani udział w konkursach poezji śpiewanej. Skąd ta pasja?
Miłość do muzyki zaszczepiła mi mama. To ona zwróciła uwagę na to, że potrafię śpiewać. Najpierw był chór kościelny. Później mama zapisała mnie do zespołu pieśni i tańca ludowego „Powiśle”, gdzie śpiewałam solo. Następnie był zespół Michała Matrasa w puławskim ośrodku kultury, a potem to już sama zakładałam swoje zespoły. Chciałam śpiewać, to było moje największe marzenie. I spełniałam je dzięki mojej mamie. Dała mi i moim braciom miłość za dwoje rodziców i poświęcała nam dużo uwagi i czasu.
Strata ojca to wciąż trudny temat…
Bardzo intymny. Kiedy zmarł tata, miałam pięć lat, mój młodszy brat Łukasz – trzy, a starszy Sebastian – siedem. Tata był młodym człowiekiem, pełnym pasji i marzeń. Byłam jego oczkiem w głowie, jego wielkim skarbem. Zawsze dawał mi to odczuć. Skupiał na mnie swoją uwagę, kochał i doceniał. Doskonale pamiętam, jak trzymał mnie na rękach.
Jest Pani do niego podobna?
Bardzo, i niezwykle mnie to cieszy. Choć byłam małą dziewczynką, pamiętam tatę i wciąż mi go brakuje, ale czuję jego opiekę.
Kto jest Pani mistrzem w życiu zawodowym?
Uważam, że aby odnaleźć swój styl, samemu należy uczyć się warsztatu. Zrozumiałam to dosyć szybko. Sama dochodziłam do wszystkiego, bo w telewizji tak naprawdę każdy jest sam.
O czym Pani marzy?
Mam wiele marzeń, ale koncentruję się na samym życiu, bo każda chwila jest ważna. Przecież nie wiemy, ile mamy czasu na realizację swoich planów. Na pewno chciałabym być zdrowa, szczęśliwa i aktywna! To są moje marzenia na przyszłość.
A macierzyństwo się do nich też zalicza?
Bardzo chcemy mieć dzieci. Ale macierzyństwo to sprawa bardzo indywidualna i osobista. Do tego, co dzieje się i co jeszcze wydarzy się w życiu, powinniśmy mieć dużą pokorę. Ja taką pokorę mam.
Rozmawiała: Beata Cichecka