Pasożytnictwo jest zjawiskiem równie nieuchronnym jak prawo ciążenia i klasówka z fizyki. Nawet wirusy mają swoje pasożyty – wiroidy. Złudne jest przekonanie, że nasza higieniczna i uporządkowana cywilizacja ocali nas przed pasożytnictwem. Lepiej więc powiedzieć sobie, że jest to dramatyczna i fascynująca „wojna podjazdowa” trwająca od początku istnienia ziemskiej biosfery. A nawet istniejąca niezależnie od niej, bo – jak dowodzą symulacje informatyczne T. Raya z Uniwersytetu w Delaware – zaprogramowane na konkurencję programy tworzą systemy wzajemnego podporządkowania, w których wcześniej czy później pojawiają się też „samorodne” programiki pasożytnicze. Tak więc pasożytnictwo jest nie tylko nieuchronne w biologii, ale i powszechne jako prawo przyrody.

 

 

Z drugiej strony my, ludzie, jesteśmy dla pasożytów żywicielem szczególnym, jak mówi C. Combes „odmiennym”. Twierdzi, że pojawienie się człowieka drastycznie zmieniło tor ewolucji pasożytów przez co wspomogliśmy naszych uciążliwych „braci mniejszych”, którzy chcą się na nas pożywić.

 

Z pewnością, choć bez entuzjazmu, można powiedzieć, że pasożyty pokochały cały gatunek ludzki, tyle że inaczej, co nas – jako „żywiciela odmiennego” – nie powinno dziwić. Liczne argumenty w tej sprawie przytacza na przykład wspomniany już profesor Claud Combes w swojej sławnej książce Ekologia i ewolucja pasożytnictwa.

Wolność, jaką człowiek wywalczył sobie, wyłamując się ze stanu „zwierzęcości” spowodowała, że stał się dla pasożytów wyjątkowo wdzięcznym obiektem przenoszenia gatunku. Upraszczając, ale tylko trochę: kiedy pierwsze hominidy złaziły z drzew, na dole czekały już rzesze „braci najmniejszych”. I nie zawiodły się, bo wkrótce Homo erectus, a później Homo sapiens, zawojował nieomal wszystkie środowiska na Ziemi, przenosząc na sobie także uciążliwych pasażerów, pasożyty. Później utworzył duże skupiska, prawdziwy raj dla pasożytów, zróżnicował swoje zachowania (np. higieniczne) i w ogóle totalnie zmienił swoje środowisko, co stworzyło impuls ewolucyjny. Następnie człowiek udomowił liczne zwierzęta, które oczywiście stały się nowymi żywicielami. Wszystko to zapewniło pasożytom możliwości rozwoju w przestrzeni i czasie na skalę bezprecedensową w historii ewolucji biologicznej.

Reklama

 

A co my, ludzie, z tego mamy?

Czy stworzenia, którym niechcący załatwiliśmy podbój biosfery jakoś nam się odwdzięczają? Owszem, właśnie kochając inaczej, czyli kąsając ile wlezie. Nie jest to miłe, ale przeważa pogląd, że nasze korzyści przewyższają straty. Na skutek dość skomplikowanych mechanizmów to właśnie tam, gdzie niebezpieczeństwo parazytozy było większe, pojawiały się największe grupy hominidów. Spustoszenia, jakie czyniły pasożyty procentowały następnie zwiększeniem różnorodności genów, w wyniku tworzenia się czynników obronnych Istnieją też hipotezy, że pasożytnictwo miało wpływ na ewolucję zwierząt domowych hodowanych przez człowieka.

A my, czy odwdzięczamy się pasożytom za rozwój gatunku ludzkiego? Bynajmniej. Właśnie to wyodrębnia nas ze świata natury, że myślenie o sobie tłumi instynkt gatunkowy. Kowalskiego mniej interesuje, że jego przodek zlazł z drzewa wskutek inwazji dwuskrzydłych, a bardziej zaprząta nadmiar komarów na jego działce. W niektórych sektach hinduistycznych istnieje zwyczaj zmiatania drogi przed sobą, żeby nie nadepnąć jakiegoś insekta, a już nie daj Boże stworzonka. Ale już miłość św. Franciszka do „braci mniejszych” nie idzie aż tak daleko. Czegóż więc wymagać od Kowalskiego?

 

Krwiopijcy

Niektóre z pasożytów człowieka zachowują się szczególnie wrednie, bo wypijają krew. Tymczasem natura nie wartościuje moralnie „decyzji” ewolucyjnych i bez żenady posyła swoich uzbrojonych w kłujki wojowników na front. Nie od dziś w końcu wiadomo, że choć to Belzebub jest „Władcą Much”, ich stwórcą jest jednak dobry Bóg, lub – jak kto woli – Matka Natura, w swym własnym interesie. Poza tym jeśli przyjrzeć się temu bliżej, istnieją w przyrodzie strategie tak podstępne, że zachowanie „krwiopijcy” wydaje się wyjątkowo prostolinijne.

Ale najwyższy już czas porzucić teorię i zająć się praktyką, bliższą ciału, niestety. Przyjrzyjmy się zatem kilku wybranym amatorom naszej krwi, już nie jako „szczęśliwi” wybrańcy, lecz z pozycji ofiary.

 

Pediculus humanus – wesz ludzka

Należy do najstarszych pasożytów człowieka i jest na tyle zasłużona, że jej nazwa stała się obelżywym epitetem. Występuje w trzech podgatunkach: jako głowowa, odzieżowa i łonowa. (Ta ostatnia traktowana jest czasem jako oddzielny gatunek Phthirius pubis).

Wszy są pasożytami bezwzględnymi, czyli w pełni uzależnionymi od swojego żywiciela. Posiadają aparat gębowy kłująco-ssący i spłaszczone ciało z małą, ruchliwą głową; ich odnóża są wyposażone w pazurki umożliwiające przymocowywanie się do podłoża. Odżywiają się krwią. Samica składa w ciagu życia około 200–300 jaj, zwanych gnidami, które ściśle przylegają do powierzchni. Larwy wylęgają się po około tygodniu, po następnych 3 osiągają dojrzałość płciową. Cykl rozwojowy trwa więc w sumie około 26 dni. Dorastają maksymalnie do około 4 mm (średnio 2,5).

Wesz głowowa umiejscawia się głównie w okolicy skroniowej i potylicznej. Nakłuwanie skóry wywołuje świąd, a w następstwie liszaje i strupy. Rany spowodowane drapaniem ulegają niekiedy zakażeniu ropnemu. Na włosach widoczne są gnidy i wszy.

Wesz odzieżowa egzystuje głównie na odzieży w pobliżu ciała. Kontakt odzieży ze skórą umożliwia pobieranie krwi z żywiciela. Objawami są: świąd, stan zapalny, zakażenie ran bakteriami ropnymi, przeczosy, w miejscu ukłucia grudki zapalne, a potem blizenki odbarwieniowe i przebarwieniowe (brunatnawe). Gnidy składane są w zakamarkach i szwach odzieży. Wszy odzieżowe szybciej wylęgają się z jaj (po 3–4 dniach) i prędzej dojrzewają płciowo (po około 2 tygodniach).

Wesz łonowa umiejscawia się głównie w okolicach narządów płciowych, pod pachami, na klatce piersiowej mężczyzn, czasem na brwiach. Objawy to świąd, przeczosy, sinawe plamy i grudki zapalne. Wylęgają się po 8 dniach. Zakażenie występuje najczęściej drogą płciową.

Jest przenosicielem riketsji wywołujących gorączkę okopową (Febris quintana) i dur plamisty (Typhus exanthematicus).

Istnieje wiele środków leczących wszawicę, ale zawsze jest to kłopotliwe. A przecież profilaktyka jest prosta i nazywa się higiena.

 

Pchła ludzka – Pulex irritans

Te ruchliwe insekty przeskakujące na nas wesoło w najmniej spodziewanych chwilach potrafią człowieka zirytować, zgodnie ze swoją nazwą łacińską. Odżywiają się krwią ludzi, choć mogą pasożytować również na lisach, borsukach, łasicach, kotach i psach. Samica dorasta do 3 mm długości, samiec do 2,5. Brak skrzydeł nadrabia parą skocznych odnóży tylnych. Aparat gębowy kłująco-ssący, oczy proste, ciemnobrunatne ciało pokryte szczecinkami skierowanymi ku tyłowi... Jaja składa do szpar podłóg i mebli. Larwy, ruchliwe, robakowate, żywią się resztkami organicznymi. Wskutek ukłucia powstają plamki i grudki zapalne, świąd, niekiedy wtórne zakażenie bakteriami ropnymi. Jest żywicielem pośrednim tasiemca psiego (Dipylidium caninum). Pchła szczurza (Xenopsylla cheopis) jest propagatorem pałeczki dżumy (Yersinia pestis). Pchła ludzka może przenosić pałeczki tularemii (Francisella tularensis).

Pomimo istnienia wielu odpowiednich środków, zwalczanie pcheł jest trudne ze względu na ich ruchliwość.

 

Pluskwa domowa – Cimex lactularius

Brunatny, owłosiony owad o zredukowanych skrzydełkach i charakterystycznych czułkach. Dorasta do 5 mm długości. Żywi się krwią ludzi, podobnie jak jego larwy. Pluskwy są aktywne nocą; w dzień chowają się w szpary łóżek, podłóg i mebli, do sienników, pod tapety i we wszelkie możliwe zakamarki. Jaja składane wiosną wylęgają się po 3 tygodniach. Okres larwalny trwa około 2 miesięcy. Pluskwa może wytrzymać bez pokarmu przez rok. Rozprzestrzenia się za pośrednictwem ubrań i sprzętów domowych.

Charakterystyczny jest nieprzyjemny zapach w miejscu żerowania owadów; powodują one skórne zmiany alergiczne na skórze, grudki zapalne, świąd skóry, pokrzywkę; niekiedy występuje nasilony katar i częste kichanie.

Zwalczanie jest trudne. Oprócz środków farmaceutycznych naskórnych (przeciwalergicznych, antyzapalnych), stosuje się także preparaty ogrodnicze w obrębie pomieszczeń. Można próbować nowoczesnych „odstraszaczy” dźwiękowych lub zapachowych.

W razie braku człowieka atakują inne ssaki, a nawet ptaki. Na ludziach z kolei może pasożytować także pluskwa gołębia Cimex columbarius, która żyje w kurnikach i w pobliżu gniazd gołębi.

 

Podobnie jak:

Obrzeżek gołębi – Argas reflexus i Ptaszyniec – Dermanyssus galinnae.

Oba pasożytują na ptakach (gołębie, drób, kawki, jaskółki, wróble). Z gniazd ptasich, gołębników, kurników, a nawet karmników wędrują do mieszkań i atakują ludzi głównie nocą.

Obrzeżek gołębi ma płaskie, jajowate ciało osiągające do 7 mm długości, w kolorze brązowym, prążkowane, z jaśniejszym obrzeżem. Żywi się krwią ptaków i ssaków, jednak potrafi wytrzymać bez jedzenia przez kilka lat (!) (wtedy cykl rozwojowy może się wydłużyć nawet powyżej 2 lat). Skrywa się w szparach i wewnątrz gniazd. Może przenosić kleszczowe zapalenie mózgu. Samica składa do 700 jaj. Objawy ugryzienia: – silny świąd i zaczerwienienie w miejscu ukłucia, następnie obrzęk, który może ropieć. Ze względu na rozmiary ugryzienia można ustalić przyczynę choroby.

Leczniczo stosuje się zewnętrzne środki odkażające, maści przeciwzapalne i przeciwalergiczne. Objawy alergii na ogół zwalcza się środkami doustnymi. Trzeba też dążyć do wyeliminowania pasożyta z otoczenia.

Ptaszyniec kurzy – bardzo rozpowszechniony – odżywia się także krwią, zarówno w stadium larwalnym jak i dojrzałym. Dorasta do 0,7 mm długości. Barwa głodnego roztocza jest szarawa lub biaława, do czerwonawej lub brunatnej, zależnie od stopnia najedzenia. Ciało ma wydłużone, odnóża i tylna część ciała są pokryte szczecinkami. Widoczne nieregularne tarczki i prążki. Pasożytuje głównie na ptactwie, ale atakuje też ssaki, w tym człowieka. Przenosi wirusowe zapalenie mózgu.

Reklama

 

Pijawka lekarska (Hirudo medicinalis)

Ta leniwa pierścienica po napiciu się i zrobieniu zapasu krwi nic już właściwie nie robi, aż do następnej okazji. Można powiedzieć – antropomorfizując – że pijawka lekarska jest dziecinnie szczera i prostolinijna w swej skłonności do krwi, i pewnie dlatego, nie będąc pijawką końską, daje się robić w konia. Bowiem w pewnym momencie stało się tak, że to człowiek zaczął pasożytować na jej nałogu. Ze skromnego pasożyta, któremu w świecie naturalnym wystarczyło raz na rok pobrać kilkanaście mililitrów krwi, stała się hodowlaną dojarką cyrulika i... maszynką do leczenia. Czego? Między innymi nadciśnienia, miażdżycy, zakrzepowego zapalenia żył i w ogóle zakrzepów, miejscowych zaburzeń krążenia krwi. (Oczywiście chodzi o leczenie wspomagające). Mechanizm leczniczy polega na poprawieniu przepływu krwi przez zmniejszenie jej lepkości, rozszerzanie naczyń krwionośnych, zmniejszenie obrzęku i wysięku pozanaczyniowego, zmniejszeniu poziomu bólu.

Pijawka jest w stanie przeżyć ponad dwadzieścia lat, natomiast użyta do odciągania krwi szybko kończy karierę, gdyż nie powinno się jej już przykładać innym pacjentom. Można więc powiedzieć, że pijawka źle wyszła na tym, że jej „złe skłonności” okazały się dla ludzi dobroczynne. Tylko czasem udawało się pijawce wziąć krwawy odwet: kiedy po zabiegu zbierający pijawki cyrulik źle je policzył, pozostawiona uciekinierka wkręcała się niekiedy do wnętrza chorego, co często kończyło się śmiercią nieszczęśnika. Bywało też, że jeśli pochodziła prosto z „dzikiego” stawu, zarażała pacjenta tężcem.

Dziś pijawki wykorzystywane są w sposób marginalny, ale w teatrze natury żadne role nie są dane na zawsze.

 

Włodzimierz Cegłowski

 

Zobacz również: