Współczesna kobieta to wir aktywności. Świat zmusza ją, by była wszystkim dla wszystkich. Odgrywa wiele różnych ról życiowych, rozdrabnia się, wciąż ściga się z czasem, często stawiając samą siebie na szarym końcu. Jest przecież praca, a w niej terminy, są dzieci – ich lekcje, zajęcia dodatkowe, choroby, obiad do zrobienia, dom do posprzątania, pranie, ogród, zakupy, praca nad związkiem, seks, starzy rodzice, którzy wymagają pomocy, goście, dalsza rodzina, znajomi. Rola dobrej żony, rola matki, rola pracownika, rola dorosłej córki, rola przyjaciółki-powierniczki, czasem rola dobrej i wybaczającej katoliczki, rola pani domu... „Urządzenie wieloczynnościowe”.

 

Jest tego tyle, że doba robi się za krótka. Często towarzyszy kobiecie brak umiejętności stawiania granic, niskie poczucie własnej wartości i wieczne zasługiwanie na miłość, uwagę, akceptację, zainteresowanie. Nie wiemy, co jest priorytetem w naszym życiu, nie potrafimy go obronić i oczekujemy, że otoczenie da nam prawo go realizować, bo same sobie takiego prawa nie dajemy.

Kobieta często rozstaje się z tylko swoimi życiowymi marzeniami i celami („to głupie mrzonki”, „nie stać nas na mój hiszpański”, „to egoizm, bo i tak mało czasu spędzam z dziećmi”, „jestem na to zbyt zmęczona”) albo odkłada je „na półkę” na długie lata („pójdę na siłownię na emeryturze”, „na emeryturze będę wreszcie haftować i będę miała kota”) i potem staje w obliczu własnego głębokiego rozczarowania i rozgoryczenia swoim niespełnionym życiem. Bardzo często płaci za to depresją albo jakimś uzależnieniem.

Reklama

 

Zatraca swoje naturalne instynkty, kontakt z intuicją, ciałem, uczuciami, naturalnymi biologicznymi cyklami. Są one pochłaniane przez kulturę (czyli odgrywane role społeczne), intelekt (racjonalizacje i minimalizacje własnych potrzeb), lub ego – własne lub należące do innych (czyli ogromny lęk przed zmianą życia).

A przecież kobieta wewnętrznie niespełniona, która nie posłuchała swoich najgłębszych pragnień, nie jest w stanie otworzyć serca na świat. Przenosi swoje lęki, frustracje i gniew na otoczenie – partnera, dzieci, wnuki, nieświadomie mszcząc się za własne niespełnione życie. I może przy tym popaść w depresję albo w uzależnienie, co także, z całą pewnością, odbije się na jej bliskich.

Kobieta, która rozstała się „z samą sobą” i z tym, co dla niej ważne, może odczuwać:

  • uczucie całkowitego wyjałowienia i wypalenia („nie mam siły”),
  • zmęczenie i niemoc – nie chce jej się rano wstać z łóżka,
  • przygnębienie, smutek, żal, depresję,
  • zamęt – miewa gonitwy myśli,
  • przytłoczenie i osaczenie („muszę to robić, chociaż wcale nie chcę”),
  • lęk, zastój, słabość – ma obniżoną odporność i zaczyna chorować,
  • apatię, niepewność, brak odwagi,
  • brak inspiracji, brak energii twórczej – ogląda seriale albo gra w pasjansa,
  • niezorganizowanie, brak własnego tempa,
  • nieumiejętność stawiania granic,
  • nieświadomość siebie,
  • zmienność nastrojów – przestaje kontrolować emocje,
  • wieczne napięcie, gniew, wybuchy wściekłości,
  • oddalenie od duchowości (Boga),
  • strach przed ryzykiem, kurczowe trzymanie się „starego”,
  • lęk przed ujawnieniem prawdy o sobie, ukrywanie, że jej źle, robienie „dobrej miny do złej gry”
  • perfekcjonizm, skupianie na nieważnych szczegółach,
  • nudę, jałowość,
  • ucieczkę w pracę,
  • ucieczkę w dom, w nałogowe sprzątanie,
  • potrzebę bycia „grzeczną”, cichą, rozmytą i niewyraźną – czuje się nieustannie wykorzystywana w domu i w pracy,
  • brak wyrazistości.

To wszystko wynika z bezwolnego poddania się rutynie dnia codziennego. Wtedy właśnie pojawia się w kobiecie potrzeba odzyskania kontaktu z samą sobą, powrotu do siebie, swoich marzeń, pasji, sensu życia, znalezienia własnego miejsca. Jest to po prostu niezbędne dla naszej kondycji psychicznej.

Jeśli byle jak się odżywiamy – bardzo szybko dojdzie do choroby ciała. Jeśli nie dbamy o swoje potrzeby, uczucia, nie zamieniamy naszych marzeń w cele – dochodzi do zmian w psychice, takich jak depresja czy uzależnienie. Czasem potrzeby jest do pomocy terapeuta.

Trzeba ruszyć się, postawić całemu światu granice, znaleźć własną grupę wsparcia (najlepiej życzliwe inne kobiety), wyostrzyć świadomość siebie – swoich uczuć i potrzeb, mocnych stron i ograniczeń, zaufać sobie i intuicji i... będzie dużo lepiej. Powoli zaczniemy zamieniać nasze potrzeby i marzenia w cele i je realizować.

Bo albo decydujemy się na życie zgodne z naszymi pragnieniami, albo roztrwaniamy naszą Własną Legendę i stajemy w obliczu niespełnionego życia. Bycie blisko swoich marzeń i pasji i próby ich realizacji są po prostu niezbędne dla psychicznego i duchowego zdrowia kobiety. Przekonuję się o tym nieustannie, pracując z paniami.

 

„To niemożliwe.....” – powiedział Rozsądek.

„To ryzykowne.......” – powiedziało Doświadczenie.

„ To bezsensowne...” – powiedziała Duma.

„Mimo wszystko spróbuj....” – powiedziało Serce.

(znalezione w Internecie)

 

Nie trzeba stawiać wszystkiego na jedną kartę. Nie chodzi o to, żeby zostawić w domu niemowlę i jechać do Meksyku na rok, bo to bezmyślny egoizm i brak odpowiedzialności. Trzeba przecież zajmować się swoimi bieżącymi sprawami, ale dobrze wciąż wierzyć, że kiedyś zrealizujemy nasze największe marzenie, i poświęcać czas mniejszym pasjom pośrednio związanym z tym marzeniem. Czyli odczytywać Znaki na drodze naszej Własnej Legendy i podążać za nimi. Możemy w tym czasie czytać o Meksyku albo uczyć się hiszpańskiego, poświęcając na to dwie godziny w tygodniu albo godzinę dziennie, gdy dziecko śpi.

„Gdy uważnie niesiemy w sercu pamięć o Naszej Legendzie, marzenie, tęsknotę, modlitwę, mantrę czy koan, gdy nie zapominamy o tym, co najważniejsze, wówczas wszystko nabiera sensu, smaku, koloru i znaczenia” (W. Eichelberger).

Bo koncentrując się na próbie dotarcia do odległego celu mimochodem i bez wysiłku osiągamy mniejsze cele, które same pojawiły się w naszym życiu w odpowiedzi na naszą najprawdziwszą pasję głęboko skrywaną w sercu.

„Nie pytaj siebie o to, czego potrzebuje Świat, pytaj siebie, CO CIĘ OŻYWIA, a potem Ruszaj i Rób to. Albowiem to, czego potrzebuje Świat, to ludzie, którzy stali się żywi”(Harold Whitman).

Aktywne poszukiwanie swojej drogi w życiu sprawia, że zaczyna nam w tym pomagać także nasza podświadomość. Intuicja pomaga nam czytać Znaki. I to ona, często w połączeniu z nieznanymi nam siłami „Wszechświata” lub przeznaczeniem znajduje dla nas najbardziej idealny cel, doskonale przystosowany do naszych talentów, temperamentu, podświadomych oczekiwań i umiejętności.

 

Joanna Kołodziejczak