O rosnącym problemie otyłości w Polsce z prof. Maciejem Michalikiem, kierownikiem Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej i Małoinwazyjnej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurski, rozmawia Iza Szumielewicz.
– Jak bardzo poważny jest problem otyłości w Polsce?
– Otyłość została uznana za pierwszą globalną epidemię XXI wieku. Źle się dzieje, bo Polska jest krajem, w którym liczba osób otyłych przyrasta najszybciej w Europie. Co gorsza, najszybciej tyją dzieci. Z badań wiemy, że jeśli dziecko w wieku 16 lat jest otyłe, tojest99 proc. szans, że stanie się otyłym dorosłym. Wniosek nasuwa się sam: za chwilę u nas będzie tak jak w Stanach Zjednoczonych. Tam już nie ma ani jednego stanu, gdzie jest mniej niż 30 proc. osób otyłych. Poza tym w Polsce ludzie nie mają świadomości, że są chorzy na otyłość, i że sami skracają sobie życie. Ze szwedzkiego badania SOS (SwedishObesityStudy – przyp. red.) wiemy, że osoby otyłe żyją przeciętnie od 8 do 20 lat krócej od tych, które mają prawidłową wagę ciała.
Naszą zmorą jest to, że mimo opinii lekarza o szkodliwości picia, palenia i otyłości, zawsze znajdzie się jakiś sąsiad, który pił, palił, był otyły i dożył stu lat. Ja tego nie neguję. Zdarzają się takie przypadki. Najbardziej znanym człowiekiem, który pił, palił, był otyły i dodatkowo dostał Nobla był Winston Churchill. Ale to tylko jeden Churchill. 99 proc. pozostałych zaczyna z powodu otyłości chorować. Otyłość to ciężka choroba, która skraca życie, obniża jego jakość, powoduje, że osoby otyłe są piętnowane, stygmatyzowane, mniej wydajne w pracy. Tacy ludzie zamykają się w domach, nie pracują albo tracą pracę. Lub też w wieku 25 lat chorują na cukrzycę, nadciśnienie. Młodzi mężczyźni stają się impotentami.
– Kiedy kończy się nadwaga, a zaczyna otyłość?
– Do określenia masy ciała używamy indeksu masy ciała (BMI). Norma jest od 19 do 25. Między 25 a 30 jest nadwaga, a powyżej otyłość. Takie osoby powinny być leczone.
– Ilu Polaków cierpi na otyłość?
– Wiem, ilu powinniśmy zoperować. Powinniśmy zoperować ok. 450 tysięcy osób, a operujemy ok. 3 tysięcy rocznie.
– Z czego to wynika?
– Przyczyn jest wiele. Po pierwsze, w katalogu świadczeń nie ma jeszcze chirurgicznego leczenia otyłości. Nawet jeśli te operacje się wykonuje, są one rozliczane jak „forma resekcji żołądka”. Inna przyczyna to obniżona świadomość. Traktujemy osobę otyłą jak sympatycznego grubaska, a nie osobą chorą. Zalecenie, żeby mniej jeść, a więcej się ruszać jest doskonałe, tyle że nie do zrealizowania, a to dlatego, że jest to choroba. Organizm odczytuje odchudzanie jako próbę wyniszczenia i natychmiast uruchamia mechanizmy kompensacyjne, wyrównujące, zapobiegające utracie masy ciała. Stąd efekt jo-jo. I tak do wagi 140 kilogramów sprzed odchudzania dorzucamy jeszcze kilka, kilkanaście kilogramów i po roku ważymy już 155 kilogramów. W pewnym wieku równowaga metaboliczna organizmu ustawia się na takim poziomie, że organizm potrzebuje coraz więcej kalorii.
– Czy uzasadniony jest strach pacjentów przed operacjami bariatrycznymi?
– Śmiertelność, bo tego pacjenci boją się najbardziej, w takich operacjach jest taka sama jak po operacjach zapalenia wyrostka robaczkowego, czyli statystycznie 0,2 proc. Problem w tym, że każdy z nas dla siebie to 100 proc. i nie obchodzi go, ani jego rodziny, że 99,8 proc. operacji poszło dobrze. Kanadyjczycy porównali 5 tysięcy osób otyłych, które przeszły operacje bariatryczne z losami 5 tysięcy osób otyłych, które nie poddały się leczeniu operacyjnemu. Śledzono ich losy przez 5 lat. Okazało się, że śmiertelność w grupie osób nie operowanych była o 89 proc. większa. Wynika to z chorób towarzyszących: nagła śmierć sercowa, zator pnia płucnego, nadciśnienie, cukrzyca. Cukrzyca to straszna choroba; niszczy nerki, serce, oczy, powoduje stopę cukrzycową. Co roku mamy 2-3 przypadki, kiedy na zabieg zapisuje się młoda osoba, np. 35-letni mężczyzna, a potem dzwoni rodzina i mówi, że miejsce się zwolniło, bo ten człowiek zmarł na serce. I to nie budzi zdziwienia, strachu. Te osoby nie boją się, że mogą nagle umrzeć. Wydaje się im, że są tylko pulchne. Nie! One są ciężko chore. Na śmiertelną chorobę, która skraca ich życie.
Operujemy nie tylko osoby młode, ale też osoby znacznie starsze. Jeżeli przyjmiemy, że mężczyzna w Polsce żyje średnio 74 lata, odejmiemy od tego tych 20 lat i otrzymamy 54 lata oczekiwanej długości życia, to ja bym już nie żył od ładnych kilku lat. To problem, który wymaga edukacji. Polska jest krajem, w którym jest duży opór. Przypominam sytuację, kiedy chciano w sklepikach szkolnych zakazać sprzedaży napojów słodzonych i słodkich bułek, a zamiast tego proponować sałatki i wodę mineralną. Ludzie, którzy nie mają pojęcia o otyłości z założenia byli przeciw. Przeciw byli wszyscy: uczniowie i nauczyciele. Wyciągano wszelkie argumenty. Przypominam: polskie dzieci tyją najszybciej w Europie. Każda próba powstrzymania tego, nawet jeżeli jest tylko częściowo udana, jest godna polecenia.
Jeżeli dziecko będzie miało świadomość i wdroży od małego odpowiednią dietę, to i tak nie ma gwarancji, że to dziecko nie będzie kiedyś otyłe. To nie wynika tylko z jedzenia, ale też z genetyki, zaburzeń termoregulacji, zaburzeń przemian lipidów. Na to ludzie nie mają żadnego wpływu.
– Jak wygląda modelowa ścieżka prowadzenia pacjenta bariatrycznego?
-Przede wszystkim pacjent powinien podjąć świadomą decyzję, że chce leczyć swoją chorobę. Powinien sobie uświadomić, że jest chory. Potem powinien zbierać informacje – ze wszelkich źródeł, nawet z Internetu, gdzie ludzie wpisują się anonimowo. Powinien się stykać z ludźmi, którzy już poddali się takiemu zabiegowi albo też cierpią na otyłość. Po pewnym czasie powinien się zgłosić do chirurga bariatry, najlepiej do ośrodka, który ma na koncie dużą liczbę operacji. Takie ośrodki gwarantują największe bezpieczeństwo. Pacjent powinien odbyć rozmowę z chirurgiem, powinien przestudiować materiały, które otrzyma, czyli np. kartę zgody na zabieg, w której wymienione są wszelkie możliwe powikłania i ryzyka. Musi podjąć świadomą decyzję. To nie może być tak, że młoda dziewczyna, którą rzucił chłopak podejmie decyzję o zabiegu pod wpływem emocji. Ona musi mieć świadomość, że jest chora, i że musi się operować. Jeżeli bariatra nie widzi innych przeciwwskazań medycznych, np. zaburzeń psychicznych, uzależnień, wtedy taka osoba powinna poprosić o zabieg operacyjny. Dobrze jest to jeszcze przedyskutować z innymi lekarzami i ludźmi, którzy takie zabiegi przeszli. Wszystko po to, żeby wiedzieć, na co się pacjent decyduje, jakie są konsekwencje, jak się zmienia życie po zabiegu. Chcę podkreślić, że nie operujemy po to, żeby zamienić życie pacjenta w koszmar, że niczego nie wolno: jeść nie wolno, pić nie wolno. Wręcz przeciwnie. Zabieg jest wykonywany po to, żeby tym ludziom żyło się lepiej. I rzeczywiście, gros pacjentów przychodzi po zabiegu i mówi, że drugi raz się narodzili, zyskali nowe życie. Uważam, że taki człowiek powinien się zapoznać z wieloma ośrodkami bariatrycznymi. Dlaczego? Ponieważ taka osoba niejako wiąże się z danym ośrodkiem bariatrycznym. Ta operacja wymaga kontroli w okresie pooperacyjnym.
– A co z konsultacjami dietetyka, psychologa. Czy one są obowiązkowe dla takiego pacjenta?
– Powinny być obowiązkowe. Każdy przypadek oceniamy indywidualne. Rozmowa z pacjentem daje nam bardzo dużo informacji, na przykład, czy ktoś przechodził depresję. Podczas wizyty u dietetyka jest pytanie o jedzenie. Wiemy wtedy, czy mamy do czynienia z typem, na przykład, „zjadacza słodkości”. Musimy jednak pamiętać, że ludzie chorujący na otyłość to często ludzie ubodzy. Nie ma u nas systemu bezpłatnych porad dietetycznych czy psychologicznych. Jeżeli chirurg bariatra ma do wyboru zoperowanie pacjenta, dla którego problemem jest zakup biletu na PKS, żeby dojechać do ośrodka bariatrycznego, to lepiej jest operować, spełniając jednocześnie samemu rolę dietetyka czy psychologa, niż restrykcyjnie żądać spełnienia wszelkich warunków, które bardzo często są nie do spełnienia.
– Pacjenci często pytają, czy operacje bariatryczne są odwracalne.
– Praktycznie wszystkie operacje są nieodwracalne. Jeżeli wycinamy część żołądka, to on nie odrasta. Jeżeli zmieniamy przebieg pokarmu przez przewód pokarmowy, to w tym odcinku, który został wyłączony z pasażu dochodzi do pewnych zmian w błonie śluzowej. Ale wycięcie wyrostka też jest nieodwracalne. W zasadzie większość operacji jest nieodwracalnych. Nie należy myśleć, że chirurgia bariatryczna okalecza. Zawsze w medycynie jest „coś za coś”. Tutaj zyskujemy zdrowie, poprawiamy jakość życia i wydłużamy życie.