Rozmowa z dr. n. med. Markiem J. Krajewskim, specjalistą otolaryngologiem.
– Kiedy przegroda wymaga korekcji?
– Kiedy – z powodu deformacji czy złego ustawienia – zaburza oddychanie. W dzień, przy umiarkowanym wysiłku, człowiek wdycha powietrze nosem. A zanim trafi ono do kolejnych odcinków układu oddechowego, jest też w nosie oczyszczane, nawilżane i ogrzewane. Przegroda organizuje te wszystkie procesy. Dzieli bowiem nos na dwie jamy, które pracują na przemian: 3 godziny jedna, 3 godziny druga.
Taki rytm umożliwia śluzówce odpoczynek. Do prawidłowego oddychania przez nos nie jest potrzebna idealnie prosta przegroda. Wystarczy, żeby obie jamy były w miarę symetryczne, a ich wielkość zapewniała dostateczny przepływ powietrza. Ale kiedy przegroda jest tak skrzywiona, że blokuje nos, powoduje zbieranie się w nim wydzieliny, katary i zapalenia zatok – wtedy już wymaga korekcji. I nieleczenie takiej deformacji może doprowadzić do kolejnych powikłań, np. do nadciśnienia tętniczego, a nawet niewydolności oddechowo-krążeniowej.
– A jeśli są przeciwwskazania do zabiegu?
– Dziś praktycznie nie ma przeciwwskazań do korekcji przegrody. Osobom, które cierpią np. na nadciśnienie tętnicze, taka operacja może tylko pomóc. Również wiek nie jest tu barierą. Moimi pacjentami są zarówno roczne dzieci, jak i osiemdziesięciolatkowie. Jeśli jednak krzywa przegroda u dziecka nie zaburza procesu oddychania – lepiej wstrzymać się z korekcją, aż nosek urośnie. Bo do tego czasu jeszcze się on bardzo zmieni.
– Co jest powodem skrzywień przegrody?
– Wiele z nich rozwija się od wczesnego dzieciństwa. Kiedy dziecko zaczyna chodzić, doznaje licznych urazów. A chrząstka przegrody jest wtedy bardzo delikatna. I jeśli pęka – nawet o tym nie wiadomo: po nosku niczego nie widać. Dopiero rosnąc, pęknięta przegroda coraz bardziej się odchyla. Niektóre skrzywienia są zapisane w genach i – jako cecha – przekazywane z pokolenia na pokolenie. W takich wypadkach u laryngologa często leczy się cała rodzina: jedno z dziadków, jedno z rodziców i wnuki. Wreszcie – mogą być one skutkiem uderzenia czy wypadku w każdym wieku.
– Jest Pan nazywany w środowisku „Mistrzem Przegrody”. Czy technika operacji, jaką Pan stosuje, różni się od standardowej?
– Rzeczywiście, operuję inaczej. W Polsce większość tego typu zabiegów przeprowadza się tzw. techniką Kiliana. To znaczy – po nacięciu i odwarstwieniu śluzówki przegrody, preparuje się chrząstkę oraz kość – 1/3 część przegrody (przednia) zbudowana jest z chrząstki, 2/3 tylne – z kości – a następnie usuwa miejsca, które są skrzywione. Jest to stara technika, na świecie dziś już prawie zapomniana. Ja operuję mniej więcej tak, jak nauczył mnie tego doktor Kern z Mayo Clinic w Rochester. Ale i do tej metody wprowadziłem pewne innowacje. Początek moich operacji jest taki jak przy technice Kiliana. Jednak wyjętą z nosa tkankę prostuję w specjalnej prasie i wkładam z powrotem. Dzięki temu przegroda jest nadal mocna i nie grozi jej perforacja. Z techniką Kiliana wiąże się takie ryzyko. Rzadko też koryguję tylko przegrodę. Odtworzenie harmonijnego przepływu powietrza przez nos wymaga operacji zarówno na przegrodzie, małżowinach, jak i zatokach, oczywiście jeśli są one chore. Te struktury tworzą przecież jedną całość. Poza tym zakładam szwy, które po operacji stabilizują elementy nosa. W ten sposób „nie rozchodzą się” one i zachowują symetrię. Kończąc zabieg, z każdej strony przegrody ustawiam jeszcze silikonowe wkładki, które wyjmuję dopiero po tygodniu. Ich zadanie polega na zapobieganiu zrostom i stabilizowaniu struktur. Przestrzeń w nosie jest bardzo wąska. W takiej przestrzeni gojące się tkanki zawsze wykazują tendencję do zrastania się. A zrosty mogą zniweczyć cały efekt operacji. Wyjęcie wkładek odbywa się w gabinecie, a ponieważ są miękkie, jest to niebolesne.
– Który moment jest najtrudniejszy?
– Rekonstrukcja przegrody. Chrząstka, po wyprostowaniu, odkształca się ponownie. Ten fenomen nazywamy „pamięcią” chrząstki. I żeby pozbyć się „pamięci”, nacinam jeszcze chrząstkę w różnych miejscach. A już przygotowaną przegrodę (lub jej część) muszę tak włożyć do nosa, by sama ustawiła się w jego fizjologicznym środku. Oznacza on pozycję, która jest optymalna dla procesu oddychania. I to stanowi największą trudność.
– Podobno po operacji nie zakłada Pan opatrunku...
– Opatrunek ma zabezpieczać przed krwawieniem. I to prawda, że nos łatwo krwawi. Przepływa przez niego dużo krwi, bo krew ogrzewa powietrze. Ale jeśli podczas zabiegu naczynia zostaną prawidłowo skoagulowane, opatrunek nie jest potrzebny.
– Jak długo trwa taki zabieg?
– Wszystko zależy od tego, co robię. Korekcja samej przegrody trwa zaledwie 20 minut. Ale taki zabieg jest rzadkością. Zdecydowana większość moich pacjentów ma operowane również małżowiny i zatoki, co zabiera łącznie około półtorej godziny.
– Czy zaraz potem pacjent wraca do domu?
– Nie. Pacjent pozostaje w klinice do następnego dnia. Zabieg jest wykonywany w znieczuleniu ogólnym, poza tym – chcemy pacjenta poobserwować. (Choć muszę przyznać, że – jak dotąd – nie mieliśmy poważnych powikłań). Potem czeka go jeszcze rekonwalescencja w warunkach domowych. I dobrze, by w związku z tym zarezerwował sobie kilka dni wolnych. Bezpośrednio po operacji nos nie będzie ładnie wyglądał. Będzie też nieco bolał. Ale ból można opanować paracetamolem. Dużo większy problem stanowi obrzęk nosa, który utrzymuje się około 3 dni. A jeśli poprawie drożności towarzyszyła również operacja plastyczna – wokół oczu są sińce, jak po uderzeniu. I w takich przypadkach powrót do pełnej formy zabiera zwykle 2 tygodnie.
Rozmawiała lek. med. Grażyna Dziekan