Wykwitające na wodach wszystkich oceanów plamy ropy, toksyny znalezione w sprowadzanej do Stanów Zjednoczonych z Francji markowej wodzie mineralnej, afera dioksynowa w Belgii, choroba wściekłych krów czy epidemia pryszczycy, przez Anglików mniej elegancko chorobą pyska i racic zwaną, uprzytamniają z coraz większą intensywnością, iż – głównie dzięki nam samym – żyjemy w środowisku nieludzkim.
Jemy to – co jemy, pijemy to – co pijemy i oddychamy tym – co nas otacza. A otaczają nas przeróżnej maści i pochodzenia wyziewy, które – poza najczęściej nieprzyjemnym zapachem – powodują w organizmach nie mniej nieprzyjemne skutki.
Pylice azbestowe, przewlekłe zatrucia tlenkami, unoszącą się w powietrzu siarką, fosforanami, parami rtęci czy ołowiu – to forpoczta tylko elementów tablicy Mendelejewa czyhającej na nas w powietrzu.
A żywność? Nawet ta najzdrowsza? Ktoś wyliczył, że – przy optymistycznych założeniach – zawiera do 10 promili różnorakich trucizn. Wszak nawozy sztuczne sypane są bez opamiętania, środki ochrony roślin takoż, a uprawy polewane bywają wodą czerpaną z... pominę detale, szanując wrażliwość.
Zresztą w kranach naszych także płynie niekiedy mieszanina fizykochemiczna. Jak reagują ołowiane rury stosowane w przedwojennych, lecz w wielu miastach eksploatowanych po dziś dzień, wodociągach, na płynącą nimi wodę chlorowaną, wiedzą wszyscy chemicy, niektórzy lekarze, ale niewielu codziennych konsumentów wody. Wszyscy natomiast wiemy, czym to chlorowanie pachnie, a na nieco mniej szkodliwe ozonowanie nas nie stać. Filtry, poza osmotycznymi, to też jedynie działanie psychologiczne bardziej niż zdrowie ratujące...
Nie mniej pesymistyczne są ostatnie doniesienia na temat szkodliwości – tak, tak! – przyjmowanych w nadmiernych dawkach preparatów witaminowych. Pominę już fakt, iż nikt nie potrafi powiedzieć, jak oddziałują na siebie wzajemnie wepchane do jednej kapsułki liczne witaminy i mikroelementy. Uzmysławiają to m.in. przeprowadzone w Wielkiej Brytanii badania, opublikowane w „The New England Journal of Medicine”, mówiące jednoznacznie o szkodliwości nadmiaru witaminy E! Potwierdzają to również badania amerykańskie.
Z kolei nadmiar witaminy C – podaję w oparciu o publikacje naukowców Uniwersytetu Leicester – może miast zmniejszać, zwiększać ilość wolnych rodników, pobudzając ich produkcję! Na szczęście jedynie przy stosowaniu jej w postaci tabletek i w dawce ponad 500 mg dziennie.
Podobnie niebezpieczne jest przedawkowanie witaminy B6. Rząd angielski wprowadził nawet limit sprzedaży tabletek o dawce ponad 10 mg. W Polsce nikt o tym nie wie, a Instytut Leków toleruje nachalne reklamy licznych wieloskładnikowych preparatów witaminowych, głównie zresztą zagranicznych!
Nie po to jednak wszystko to piszę, by odzwyczaić Państwa od oddychania, jedzenia i picia. Bo po pierwsze jest to niemożliwe, a po drugie całkiem niepotrzebne. Jako się rzekło – żyjemy tu, gdzie żyjemy, jemy to, co jemy i pijemy podobnie. Nie pragnę też, byście – Moi Drodzy – popadli w ortoreksję. A oznacza to słówko obsesję na punkcie zdrowego żywienia, od której kroczek zaledwie do anoreksji, słowem jadłowstrętu!
Rzecz jasna, że powinniśmy jak najczęściej dawać naszym płucom pooddychać w miarę czystym powietrzem, sięgać po żywność wolną od substancji toksycznych i pić wodę dobrej jakości, ale to nie wszystko, co możemy i powinniśmy dla swego organizmu uczynić.
Cóż więc robić? Odpowiedź jest bardziej prosta niż przypuszczacie, a dodatkowo znana od tysięcy lat: oczyszczać swój organizm.
Jedno- lub kilkudniowe głodówki stosowano wszak już w starożytności, związane były one głównie z praktykami religijnymi, ale jak na niektóre zalecenia Talmudu, Koranu czy Starego Testamentu spojrzeć okiem dzisiejszego epidemiologa, to zadumać się można nad głęboką medyczną wiedzą. Stąd też rytualne krótkoterminowe głodówki już to w Wielkim Poście, już to w Ramadanie były bez wątpliwości podyktowane nie tylko względami duchowymi, ale także zdrowotnymi.
Inną tradycyjną, ale stosowaną z wielkim powodzeniem po dziś dzień metodą są oczyszczające kuracje roślinne.
We wszystkich naszych publikacjach tyczących zasad fitoterapii z uporem wartym tej sprawy podkreślamy, iż przed zastosowaniem tak zwanej kuracji właściwej – poza wprowadzeniem odpowiedniej diety – niezbędne jest przeprowadzenie kuracji oczyszczającej. Napisałem „tak zwanej kuracji właściwej”, ponieważ w wielu przypadkach kuracja oczyszczająca jest już kuracją właściwą.
Gdy chcemy, by organizm nasz wrócił do równowagi po antybiotykoterapii, długotrwałym wysiłku fizycznym, a także psychicznym, sytuacjach stresowych, po błędach dietetycznych (na przykład po świętach Bożego Narodzenia czy Wielkanocy), przy wychodzeniu z nałogu alkoholowego, tytoniowego i narkomanii... Przykłady można by wymieniać jeszcze dalej, ale nie o to tu i teraz chodzi.
Chodzi o to, żeby przekonać wszystkich pragnących właściwie zadbać o swój organizm, że oczyszczająca kuracja roślinami leczniczymi ma głęboki zdrowotny sens.
Lek. med. Marek Prusakowski