Za okres największego szczęścia i zadowolenia przyjęło się uważać lata młodości – najczęściej drugą dekadę życia. Wtedy prowadzimy egzystencję najbardziej beztroską, wesołą, rozrywkową. Jednak profesor Lewis Wolpert z University College London twierdzi, że na najszczęśliwsze lata musimy poczekać do... osiemdziesiątki.
W swojej książce zatytułowanej You’re Looking Very Well Wolpert przekonuje, że to właśnie na starość osiągamy stan błogości. Wcześniej jesteśmy zajęci budowaniem swojego życia, zakładamy rodzinę, zapewniamy najbliższym byt, dbamy o karierę i gdzieś w okolicy wieku średniego czujemy spadek sił witalnych. Ale po czterdziestce znów ruszamy z impetem.
– Ludzie stają się radośniejsi, bardziej optymistyczni, a apogeum tego stanu następuje w okolicach 70. lub 80. roku życia.
Jego teorię potwierdzają badania psychologów z American National Academy of Sciences przeprowadzone na 341 tysiącach osób. Okazało się, że radość z życia rośnie po 40. urodzinach i swój najwyższy punkt osiąga po ukończeniu 85 lat. Wyniki tych badań dowodzą również, że na starość niektóre nasze umiejętności (na przykład matematyczne) maleją, ale inne (na przykład zdolność do uczenia się języków obcych czy podejmowania decyzji) się wzmacniają.
Jest jednak jedno „ale” – szczęście i radość są możliwe, jeśli zostanie spełnionych kilka warunków: dobre zdrowie, zapewniający bezpieczeństwo materialne stały przychód i dobre stosunki z rodziną.
Źródło: telegraph.co.uk