Duża grupa konsumentów, zamiast katować się dietą, stawia na produkty light, fitness lub odtłuszczone. Zanim zapakujemy je do koszyka, zastanówmy się, ile mają wspólnego ze zdrowiem i odchudzaniem.
– Jedząc takie pożywienie, przede wszystkim zrzucamy na nie „odpowiedzialność” za liczbę spożytych kalorii – twierdzi Dominika Stefankiewicz, dietetyczka z Akademii Zdrowej Diety. – Wydaje się nam, że możemy zjeść więcej. Skoro czekolada ma zero procent tłuszczu, to zjem całą. Oszukujemy samych siebie.
Tymczasem napis light na produkcie oznacza po prostu, że tłuszcz został zastąpiony cukrem lub cukier – słodzikiem. I chociaż w niektórych przypadkach takie podmianki rzeczywiście obniżają kaloryczność produktów, to dostarczają nam w zamian sporego zestawu substancji chemicznych, bez których nasz organizm spokojnie mógłby się obejść.
– Jeśli jogurt ma zero procent tłuszczu, to do stworzenia jego smaku potrzebne były jakieś inne substancje – tłumaczy Dominika Stefankiewicz. – Jest więc więcej cukru. A jeśli oszczędzono na cukrze, to jest dodatek aspartamu, 200 razy słodszego niż cukier słodziku. Jest mniej kaloryczny, tańszy, potęguje smak. Dlatego jest często wykorzystywany przez przemysł spożywczy. Niestety, dużo mówi się o jego szkodliwości dla organizmu. Wiadomo na pewno, że jest szkodliwy dla dzieci i alergików.
Parlament Europejski ustalił, że za produkt light uznać można tylko taki, którego kaloryczność została obniżona o minimum 30 procent w stosunku do produktu normalnego. W praktyce oznacza to, że na 100 gram w przypadku produktu płynnego powinno przypadać 20 kalorii, a w przypadku produktu stałego – nie więcej niż 40 kalorii.
Oczywiście producenci nie są w ciemię bici i aby być w zgodzie z zarządzeniem, a przy okazji dalej mamić klienta, słowo light zastąpili określeniami: „0 procent tłuszczu” „fitness” czy „fit”. W ten sposób funkcjonują zgodnie z prawem i dalej zarabiają na naszej naiwności.
– Ludzie nie są świadomi, że produkty light czy też przekąski reklamowane jako zdrowe to w większości niezdrowa żywność – przekonuje Dominika Stefankiewicz. – Wiedzą tylko jedno: chcą być szczupli. Jedna z moich pacjentek przyznała się ostatnio, że co drugi dzień zjada słodką kanapkę dla dzieci. Kiedy powiedziałam jej, że to zwyczajny słodki przysmak o takim samym działaniu, jak słodycze, tłumaczyła, że przecież w reklamie o kanapce mówi się, że jest zdrowa…
Jaki jest efekt tych marketingowych podchodów?
– Jeśli staniemy w sklepie przy półce z majonezami, zobaczymy, że 90 proc. kobiet wybierze produkt light. A majonez light, chociaż ma mniej kalorii niż zwykły, jest bardziej uwodniony i ma więcej zagęstników spożywczych. Jeśli grzeszyć, to z głową i umiarem. Lepsza łyżka prawdziwego majonezu niż sałatka zalana tym niskotłuszczowym!