Czy nie żal Panu, że nie ma już Kabareciku Olgi Lipińskiej?
Oczywiście, żal. I to przede wszystkim jako wyjątkowego zjawiska w kulturze. Kabarecik miał swoją cudowną widownię, swoich zwolenników i wielkich fanów. Ale co z tego, skoro już go, niestety, nie ma…
Czy Pana zdaniem teraz jest dobry czas dla aktorów?
Niekoniecznie, ponieważ państwo nie ma pieniędzy na kulturę. Nie ma dotacji, a to nie pozwala rozwijać skrzydeł. A szkoda, bo przecież nic tak jak kultura nie świadczy o tożsamości narodowej.
Był Pan kiedyś taksówkarzem i kierowcą ciężarówki. Czy oznacza to, że z aktorstwa nie sposób wyżyć?
Zdarzało się, że nie miałem pracy, a musiałem utrzymywać rodzinę. Ponieważ uważam, że mężczyzna jest za swoje stado odpowiedzialny, imałem się różnych zajęć.
Aktorstwo to misja?
Nie identyfikuję się tak mocno z zawodem. Nie traktuję też aktorstwa jako posłannictwa, a bardziej jako rzemiosło. To mój zawód wyuczony. Przyjmuję zamówienia, czyli propozycje, i wykonuję swoją robotę najlepiej, jak potrafię.
A po pracy jest hobby, między innymi jazda konna.
To prawda. Sam jeżdżę konno, bo to uwielbiam, ale też trenuję konie i wydaje mi się, że całkiem nieźle przygotowuję je do skoków.
Skąd ta miłość do koni?
Chyba jest dziedziczna. I dziadek, i tata pasjonowali się końmi i hippiką. A ja byłem z nimi bardzo mocno związany. Musiałem więc po prostu zająć się tym sportem. Jestem dumny z tego, że zostałem trenerem i mam w tym pewne osiągnięcia.
Trenowanie to spory wysiłek. Jak Pan odpoczywa?
Najchętniej relaksuję się przy książce. To zawsze doskonale na mnie działało.
Jest Pan w znakomitej formie. Stosuje Pan jakąś dietę?
Nie, nie! Nigdy jakoś nie miałem problemów z utrzymaniem odpowiedniej wagi. Ale oczywiście zwracam uwagę na to, aby nie jeść wieczorem po godzinie 18.00. A po wysiłku sportowym stosuję suplementy diety, tak aby organizmowi niczego nie brakowało.
A same wyścigi Pana interesują?
Tak. Od czasu do czasu zdarza mi się nawet obstawiać niektóre gonitwy.
Czy to oznacza, że lubi Pan hazard?
Absolutnie nie! Wyścigi to dla mnie czysta zabawa, na którą nie wydaję całej pensji!
Syna także pasjonują konie?
Tak, ale mam tę niecodzienną sytuację, że syn jest o 4 lata młodszy od wnuka. Obaj złapali tego bakcyla, lubią konie i jazdę konną. Wnuk z racji wieku radzi sobie trochę lepiej, ale muszę przyznać, że obaj jeżdżą naprawdę dobrze.
Nie boi się Pan o chłopców? Przecież jazda konna to przyjemny, ale jednocześnie niebezpieczny sport.
Strach zawsze bardzo nas ogranicza. Gdybym się wszystkiego obawiał, nie mógłbym próbować w swoim życiu tak wielu różnych ciekawych rzeczy. Motocykl niby też jest niebezpieczny, ale jednak od 40 lat jeżdżę na nim bez przerwy. I nie wyobrażam sobie już bez niego życia.
Czy jest coś jeszcze, bez czego nie mógłby się Pan obejść, bez czego nie wyobraża Pan sobie istnienia?
Bez książek. Uwielbiam czytać. Mama pracowała w bibliotece, to tam zrodziła się ta miłość. Pamiętam, że kiedy byłem w wojsku, nie marnowałem czasu, tylko czytałem. Koledzy się podśmiewali, ale nie miałem im tego za złe, nie przeszkadzało mi to. Tak mi już zostało i nadal czytam...
Ale też sam zabrał się Pan do pisania.
To prawda. Napisałem książkę Konie według Siudyma. Przedstawiam w niej swój stosunek do jeździectwa. Jest to poradnik, który wprawdzie nie zawiera instrukcji i nie podpowiada, jak jeździć, ale informuje, jaki mieć do tego stosunek.
Koledzy mówią o Panu, że we wszystko bardzo się Pan angażuje. Czy nie jest Pan już tym trochę zmęczony?
Absolutnie nie, bo tylko wtedy, gdy bardzo się angażuję i daję z siebie wszystko, czerpię z tego przyjemność. Robota po łebkach nie jest dla mnie.
Jest Pan optymistą?
Od kołyski. I to nie mija. Uważam, że żyjemy w doskonałych czasach otwarcia granic, wolności, swobody, dostępu do wszystkiego, czego się tylko zapragnie. To cudowne. Trzeba jedynie umiejętnie ze wszystkiego korzystać.