Złapałem jakąś infekcję! – mówimy, gdy czerwienieje gardło, podnosi się temperatura, pojawiają się dreszcze i złe samopoczucie. Zwykle w takich przypadkach lekarz zapisuje antybiotyk. Rzadko zdarza się, że przed zaordynowaniem antybiotyku, pacjent kierowany jest na badanie bakteriologiczne wymazu z gardła. Niestety, częściej bywa, że takie badania zalecane są dopiero, gdy zapisany antybiotyk nie podziałał (albo i kilka kolejnych!), a w gardle nadal mamy do czynienia z infekcją bakteryjną.
– Posiew wymazu z gardła zleca lekarz, ale pacjent może też sam zamówić i opłacić to badanie w laboratorium – mówi dr Julianna Kurlenda, specjalista mikrobiolog z zakładu bakteriologii klinicznej. – Pomimo iż w okresach przeziębieniowych duża jest także zapadalność na choroby gardła pochodzenia wirusowego, to widoczne na śluzówce gardła zmiany zawsze nasuwają podejrzenie, że czynnikiem sprawczym są bakterie.
Z gardła do laboratorium
Wymaz z gardła pobiera się pacjentowi sterylnymi wacikami na patyczku. Może dokonać tego lekarz w przychodni, ale najczęściej chorego odsyła się bezpośrednio do laboratorium.
– Jeśli wymaz pobiera lekarz, waciki wkłada się następnie do specjalnych probówek z warstwą żelu transportowego, pomagającą bakteriom przetrwać i w dobrym stanie dotrzeć do laboratorium – mówi dr Kurlenda. – Drobnoustroje zakażające układ oddechowy są bowiem organizmami bardzo delikatnymi i nagła zmiana warunków jest dla nich szokiem. Dopiero w laboratorium, w temperaturze zbliżonej do temperatury ciała 35–37 st. C bakterie otrzymują zestaw podłoży z ulubionymi pożywkami, a czasami dodatkowo dwutlenek węgla. W tak sprzyjających warunkach rosną i mnożą się.
Po upływie doby mikrobiolog sprawdza, jakie typowe ustroje udało się wyhodować. W jamie ustnej bytuje bowiem bogata choć nieszkodliwa flora fizjologiczna i czasami bakteria powodująca infekcję skutecznie się wśród niej ukrywa. Wyhodowanie „czystej” kolonii chorobotwórczych bakterii może więc trwać dłużej.
Jakie drobnoustroje wyrosły?
– Gdy już się uda wyhodować te drobnoustroje, to próbuje się zidentyfikować ich gatunek i jednocześnie robi się antybiogram – kontynuuje dr Julianna Kurlenda. – To badanie polega na oddziaływaniu na bakterie różnymi antybiotykami i obserwowaniu ich reakcji. Metodą prób ustala się, jaka grupa leków jest dla bakterii zabójcza. Trwa to zwykle kolejną dobę. W efekcie tych badań pacjent otrzymuje wynik zawierający wykaz wyhodowanych z pobranego wymazu bakterii oraz wykaz antybiotyków, na które są one wrażliwe.
Dzięki posiewowi wymazu z gardła, lekarz nie leczy pacjenta „na wyczucie”, które nieraz zawodzi. Antybiotyki nie są przecież dla organizmu obojętne i dlatego wskazana jest najpierw identyfikacja bakterii, które spowodowały infekcję.
Jednym z powodów, dla których lekarze niezbyt chętnie korzystają z możliwości jakie daje to badanie, są na pewno oszczędności. Jednak o wiele kosztowniejsze jest leczenie nietrafionymi antybiotykami, które wywołują wzrost lekoodporności.
Czasami wygrywa bakteria
Swoją niechęć do antybiogramów niektórzy lekarze uzasadniają tym, że to badanie nie zawsze przynosi stuprocentową pewność ani co do bakterii, które wywołały infekcję, ani co do antybiotyków mających je zwalczyć.
– Czasami zdarza się, że nawet przy udokumentowanej klinicznie anginie, nie udaje się z pobranego wymazu wyhodować sprawcy infekcji – mówi dr Julianna Kurlenda. – Drobnoustroje są bowiem bardzo delikatnymi organizmami, a stosowane przez chorego różne środki mające wspomóc leczenie, jak np. płukanie gardła, pryskanie dezynfekującymi aerozolami, może miejscowo przyhamować ich rozwój. Wówczas z pobranego do wymazu materiału trudno wyhodować bakterie, chociaż infekcja w organizmie toczy się dalej.
Jeżeli pacjent mimo wszystko chce uniknąć leczenia na wyczucie, a lekarz nie chce skierować go na zrobienie antybiogramu, może sam udać się do laboratorium bakteriologicznego. Wprawdzie badanie to jest odpłatne, ale w ten sposób uniknie przyjmowania drogiego niekiedy antybiotyku, który może okazać się nietrafiony.