Za co kocha Pani Gruzję?
Za ludzi, historię i kulturę. Ludzie mnie oczarowali i po prostu miło mi się tam przebywa. Cieszy mnie to, że tam ludzie są tak pogodni, jak i ja. Nikogo nie dziwi fakt, że się uśmiecham i jestem zadowolona. W Gruzji cudowne jest pielęgnowanie tradycji i czerpanie z nowoczesności. Wspaniale to łączą. Moja młodzieńcza wyprawa do tego kraju zaowocowała miłością na całe życie.
Córka również uwielbia ten kraj?
Tak, ostatnie wakacje tam spędziłyśmy. Maja jeździła konno po gruzińskich wzgórzach. Ściany naszego domu w Milanówku są całe usłane zdjęciami z Gruzji.
Moja babcia głośno się śmieje, mama także. W rodzinnych opowieściach krąży historia o tym, że kiedy mój tato pierwszy raz usłyszał śmiech mojej mamy, bardzo poważnie zastanawiał się nad tym, czy się z nią ożenić.
Miewa Pani zły humor?
Oczywiście, że się zdarza, ale mam swoje sposoby na pokonanie złego czasu i nastroju. Muzyka cudownie na mnie działa: relaksuje, uspokaja i wycisza. Niestety, także czekolada ma na mnie dobroczynny wpływ i nie odmawiam jej sobie, jeśli czuję, że muszę zjeść kilka kawałków.
Córka jest dla Pani…
Maja jest moim największym sukcesem i chciałabym, aby potrafiła pielęgnować w sobie coś, co jest niezwykle istotne – pasje. A także – aby miała marzenia. To jedno z moich marzeń. Teraz jeszcze nie jest dobry moment na przeprowadzkę, ale ostatecznie kiedyś chciałabym tam zamieszkać.
Czy po rozstaniu z Kabaretem Moralnego Niepokoju tęskni Pani za sceną kabaretową?
Nie da się ukryć, że tak. Wiele lat na niej spędziłam, dlatego dzisiaj brakuje mi kontaktu z publicznością. Wszystko, co przeżyłam z Kabaretem Moralnego Niepokoju, jest nie do powtórzenia. Tego czasu nigdy nie zapomnę. To ogromne doświadczenie.
Pisanie dalej jest w sferze marzeń?
Jest i zamierzam pisać dalej, bo Georgialiki. Książka pakosińsko-gruzińska ma się bardzo dobrze.
Zaprasza Pani mężczyzn do programu „Pakozetka”. Czego Pani od nich oczekuje?
Zauważyłam, że niestety nam, kobietom, jest coraz trudniej znaleźć porozumienie z mężczyznami. Zapraszam ich po to, by obalić kilka mitów. Bo my mówimy niby tak samo, w jednym języku, ale niemal wszystko odbieramy zupełnie inaczej. Stąd pewne nieporozumienia i niedomówienia, a czasem całkowite niezrozumienie. Zamierzam „rozbierać” mężczyzn na czynniki pierwsze.
Był śmiałek, który odmówił udziału w programie?
Tak, moja miłość z młodości, Jan Frycz. Uwielbiam jego sztukę aktorską, jest dla mnie prawdziwym mistrzem. Uwiódł mnie swoją rolą w Pożegnaniu jesieni. Ktoś całkowicie wyjątkowy. Prawdziwy mężczyzna, odważny, silny, dojrzały z poczuciem humoru.
Podróże to także odkrywanie nowych smaków...
Odkryłam wiele gruzińskich smaków i przeniosłam je na polski grunt. Gruzińska kuchnia pachnie orzechami, oliwą, kolendrą, przyprawami, warzywami i wcale nie musi być pikantna. Uwielbiam jeść, ale szczęśliwie mam bardzo dobrą przemianę materii.
Udaje się Pani jadać regularnie?
Staram się, aby pierwszą rzeczą po przebudzeniu było zjedzenie śniadania. W ciągu dnia bywa różnie, wszystko zależy od tego, co akurat robię. Kiedy nagrywam, nie mam czasu jeść, i wtedy ta systematyczność zanika. Staram się jednak uzupełniać dietę o mikroelementy i witaminy.
Często Pani gotuje?
Oczywiście, przecież jestem mamą! Na początku miewałam problemy z przygotowaniem zup, ale już sobie poradziłam i teraz córka jest zachwycona. Ja także.
Ale z tym jedzeniem to chyba Pani nie przesadza... Figura znakomita!
Dziękuję, ale to zasługa ruchu. Pływam, uwielbiam też tańczyć. Powoli wracam do jazdy konnej, którą uprawiałam, zanim zaszłam w ciążę. Później zrezygnowałam i przez długi czas jakoś nie mogłam się na nowo zmobilizować. Dzisiaj powoli zaczynam to zmieniać.
<strong>
Kocha taniec, dlatego zapisałam ją do „Mazowsza”.
Wakacje to dla Pani czas...?
Obowiązkowego wypoczynku! Z Mają jedziemy do Gruzji, bo wakacje bez pobytu w tym kraju to nie wakacje. Później kolonie i może jeszcze jakiś wspólny wyjazd. Już się cieszę na ten czas spędzony razem!
Rozmawiała Beata Cichecka