Paciorkowce, podobnie jak gronkowce stanowią część naturalnej flory bakteryjnej człowieka. Kolonizują jamę nosową, występują w gardle, na skórze, w przewodzie pokarmowym. Są tak wszechobecne, że w Unii Europejskiej oznaczenie wysokości paciorkowca kałowego mówi o jakości produktu żywnościowego. Z paciorkowców chorobotwórczych największe znaczenie mają dwoinki zapalenia płuc i paciorkowce ropne, produkujące różne jady, wywołujące takie choroby, jak płonica, róża, angina i różne zakażenia skórne.
To, że paciorkowce wchodzą w skład naturalnej ludzkiej flory swoistej nie zmienia faktu, że żyją krótko, np. w gardle zabija je już ślina. Ale wciąż przybywają nowe, bo przenoszą się z człowieka na człowieka drogą kropelkową w czasie mówienia, kichania, itp. Tak więc człowiek podlega stałej presji zarówno własnych bakterii, jak i bakterii świata zewnętrznego, a system immunologiczny dba o zachowanie między nimi równowagi.
Równowaga ta zostaje zakłócona, choćby wtedy, gdy na infekcję wirusową, np. grypę, nałoży się kolonizowanie paciorkowcem ropotwórczym. Częstym skutkiem bywa angina, choroba od pewnego czasu lekceważona w Polsce. Tymczasem stara medycyna mówi o wywołującym ją paciorkowcu, że „liże stopy, a kąsa serce”, czyli że zagrożeń na oko nie widać, bo są głęboko ukryte. Antygeny paciorkowca ropotwórczego prowadzą do chorób trwających długo, utrzymujących się wiele lat, takich jak niewydolność serca lub choroba reumatyczna. Jeśli więc traktujemy anginę jako chorobę lekką, popełniamy błąd. Wymaga ona badania lekarskiego, podania leku przeciwbakteryjnego i przyjmowania go tak długo, jak wskaże lekarz. Trzeba ją wyleczyć do końca, leżąc w łóżku, unikając wysiłku fizycznego i przyjmując zapisane leki. Samowolne przerywanie leczenia powoduje, że bakterie nie zostają zniszczone i mogą znów się namnażać i przenikać do łożyska krwionośnego.
We krwi paciorkowce powodują lizę erytrocytów, działających toksycznie na cały ustrój; mogą też wywoływać zakrzepicę. Uruchamia się wtedy taki mechanizm: paciorkowiec uszkadza płytki krwi, organizm się broni i tworzy zakrzepy, a zakrzepy utrudniają penetrację tych bakterii.
W łożysku krwionośnym trwa stała walka o zachowanie równowagi między własnymi bakteriami a próbującymi się wedrzeć bakteriami chorobotwórczymi.
Paciorkowce mają swój udział w fermentacji mlekowej. Jednakże jedna z odmian – paciorkowiec bezmleczności krów, nie tylko wywołuje choroby wymion, ale upodobał sobie miednicę małą kobiet i nieleczony prowadzi do bezpłodności albo do powikłań okołoporodowych.
Bardzo często paciorkowce wikłają też sprawy ropne w obrębie zębów. Przy chorobach przyzębia lub zgorzelinach bakterie te przenoszą się na cały organizm i mogą dać ciężkie choroby, łącznie z zapaleniem wsierdzia.
Ta stara bakteria nieustannie stwarza nowe problemy, potrafi się bowiem uczyć. Gdy wprowadzono penicylinę – uważa się, że zastosowano ją po raz pierwszy w roku 1942 – wydawało się, że walka z zakażeniami została wygrana raz na zawsze. Przestały straszyć zakażenia przyranne, pozwalając przeżyć żołnierzom, czy zapalenie płuc, na które umierało kilkanaście procent chorych, szczególnie starszych. Tymczasem bakterie błyskawicznie wykształciły mechanizmy odpornościowe i trzeba było wynajdować nowe, nieznane im antybiotyki. I od tego czasu świat nieustannie zmaga się z tym problemem. Powstają wciąż nowe leki przeciwbakteryjne, a bakterie nieustannie wytwarzają nowe mechanizmy obronne i nabytą wiedzę przekazują nowym pokoleniom. Robią to w sposób określany niekiedy jako droga płciowa, bo tak jak ojciec i matka przekazują swoje geny dziecku, tak bakterie przekazują materiał genetyczny swoim potomkom. Mnożą się przez podział, tworząc specyficzny układ przestrzenny paciorków, gronek, dwoinek, a potem wytwarzają wypustki i przekazują sobie materiał genetyczny albo pobierają z obcej komórki chromosom DNA i wbudowują do własnej. Zdarza się, że materiał ten przenoszą z jednej komórki do drugiej wirusy bakteryjne (bakteriofagi).
Paciorkowce najwięcej nauczyły się w szpitalu, ponieważ żeby tam przeżyć musiały reagować błyskawicznie, wyselekcjonowały więc wielolekoodporne szczepy kolonizujące. Są one łatwe do zdiagnozowania, natomiast bardzo trudne do zwalczania. Potrafią wypompowywać z siebie zabójczy dla nich środek i wytwarzać enzymy rozkładające leki. Opisano nawet paciorkowce odporne na wszystkie leki przeciwbakteryjne; dopiero ostatnio wyprodukowano przeciw nim środek, na który reagują. Do niedawna np. paciorkowiec kałowy mógł właśnie w szpitalu dawać ciężkie zakażenia, takie jak zapalenia nerek czy posocznicę. Owa lekoodporność, nowy problem stworzony przez starą bakterię, to wyraz pewnego nadużywania leków przeciwbakteryjnych o szerokim spektrum, jak i niedokończenie pełnego cyklu antybiotykoterapii – bakterie, które przeżyły taką kurację uodparniają się i swoich następców na ten antybiotyk.
Antybiotyki są także szeroko stosowane w produkcji żywności i jest to problem o niezbadanym zakresie i wpływie na ludzkie zdrowie. Leczy się nimi zwierzęta hodowlane i profilaktycznie dodaje do paszy na wszystkich fermach. Bakterie stresowane na różne sposoby wytworzyły sobie taką odporność, że polewanie ich środkami odkażającymi prawie nie daje efektu. Maleńki ten organizm posiada bowiem wszystkie elementy potrzebne do życia i jest w pewien sposób doskonały. Błyskawicznie się rozmnaża, błyskawicznie dokonuje przemian energetycznych, błyskawicznie i na kilka sposobów przekazuje sobie materiał genetyczny. Ponieważ jednak i człowiek potrafi się uczyć, wytwarzane przez paciorkowce substancje (streptodomazy i streptokinazy) wykorzystał do produkcji zwalczających je antybiotyków. Tak więc dopiero czas pokaże, czy szybciej uczą się bakterie, które ćwiczyły kilka miliardów lat, czy posiadający doświadczenie kilkudziesięciu tysięcy lat człowiek.
Wiesława Kwiatkowska
Konsultacja: dr n. med. Alfred Samed