Rok 1928 zapisał się jako przełomowy w dziejach medycyny. To właśnie wtedy odkrycie penicyliny przez Alexandra Fleminga zapoczątkowało erę antybiotykową. Dzięki niej ocalało wiele istnień ludzkich.
U schyłku XIX wieku ludzie żyli przeciętnie o 30 lat krócej niż obecnie, bo nawet infekcje skóry często kończyły się zgonem. Dużą śmiertelność odnotowywano w przypadku zapalenia płuc, a także u kobiet w okresie połogu. Wiele chorób udawało się pokonać jedynie osobom szczęśliwie obdarzonym przez naturę w silny układ odpornościowy. W erze przedantybiotykowej ludzie leczyli się ziołami, które były powszechnie znane i cenione. Oczywiście nie zawsze dawały sobie radę z silnym przeciwnikiem, jakim są bakterie, ale ogólnie wzmacniały odporność.
Wiek XX w medycynie przyniósł ogromny postęp – na wielką skalę zaczęto przeprowadzać wiele operacji chirurgicznych, rozwinęła się ortopedia i powstała transplantologia. Dokonanie tej rewolucji było możliwe między innymi dzięki zastosowaniu antybiotyków. Dziś nikt nie zaryzykuje przeprowadzenia żadnego zabiegu – wymiany stawu biodrowego, operacji zaćmy czy usunięcia wyrostka – bez osłony antybiotykowej. Antybiotyki dały bezpieczeństwo chirurgom, ortopedom, a także pozwoliły internistom, pediatrom i lekarzom innych specjalności skutecznie leczyć wiele chorób. Niestety, jak alarmują specjaliści, wszystko wskazuje na to, że nad nami wisi groźba pojawienia się ery poantybiotykowej! Zbliżamy się bowiem do chwili, kiedy coraz więcej bakterii przestaje być wrażliwa na dostępne nam antybiotyki. Dzieje się tak za sprawą ich masowego stosowania – także w hodowli zwierząt. Dzisiaj możemy je znaleźć w wodzie, powietrzu i glebie, a także w mięsie zwierząt, mleku czy ziarnach zbóż. Ta sytuacja powoli wymyka się spod kontroli, a jej skutki mogą być opłakane.
Bakterie to organizmy żywe, które walczą z nami o przetrwanie, wytwarzając w drodze różnych mutacji skuteczną oporność na antybiotyki. Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2000 roku, tylko 1 proc. bakterii przewodu pokarmowego mogło się oprzeć działaniu antybiotyków. Obecnie taką zdolność ma już 10–20 proc. flory bakteryjnej jelit. Wzrasta liczba tak zwanych zakażeń wewnątrzszpitalnych. Są one wyjątkowo groźne, gdyż właściwie jesteśmy wobec nich bezradni – żaden antybiotyk nie jest w stanie sobie z nimi poradzić. Statystyki podają, że w Europie ponad 25 tysięcy pacjentów rocznie ginie z powodu zakażeń, których nie ma czym leczyć. Nie można też mieć nadziei, że koncerny farmaceutyczne opracują nowe generacje skutecznych antybiotyków, gdyż wymaga to ogromnych wkładów finansowych, które prawdopodobnie się nie zwrócą. Wprowadzenie nowego antybiotyku na rynek to wydatek ponad miliarda dolarów. Koncerny dobrze żyją z masowej produkcji leków znanych od lat, które są stosowane w nadmiarze i bez rozsądnej dyscypliny. W takim wielomilionowym kraju, jakim są Indie, antybiotyki sprzedaje się bez recepty, co w ogromnym stopniu przyczynia się do antybiotykooporności drobnoustrojów.
Także w Polsce nadużywa się antybiotyków na ogromną skalę, bo wizyta u lekarza bez wypisania recepty uważana jest za byle jaką. Lekarze mimo braku uzasadnienia przepisują antybiotyki w przypadku zapalenia oskrzeli, a także na ból gardła. Zbyt rzadko korzysta się z metod diagnostycznych pozwalających ustalić wskazania do antybiotykoterapii, a w zamian „strzela się” na ślepo silnym lekiem. Winę ponoszą zarówno lekarze, którzy nie potrafią asertywnie odmówić wypisania niepotrzebnej recepty, a także pacjenci źle nastawieni do bezantybiotykowych metod leczenia. Wielu z nich wydaje się, że wczesne zastosowanie silnego leku pozwoli zahamować rozwój choroby, a dzięki temu uniknąć konieczności leżenia w łóżku. Tymczasem zdecydowanie lepiej byłoby pokonać infekcję wirusową przy użyciu naturalnych, „babcinych” metod i zostać w domu parę dni niż narażać organizm na niszczycielskie skutki uboczne działania antybiotyku. Wiadomo przecież, że te leki ogólnie osłabiają odporność, a więc można przez nie chorować o wiele częściej. Przyjmowanie antybiotyków w infekcjach wirusowych nie tylko nie pomaga, ale przede wszystkim szkodzi, bo między innymi zmniejsza ilość neutrocytów odpowiedzialnych za odporność oraz powoduje szereg zaburzeń ze strony układu nerwowego, takich jak parestezje oraz zawroty i bóle głowy, a także grozi niebezpiecznymi reakcjami uczuleniowymi.
W obliczu nadchodzącej ery poantybiotykowej czym prędzej musimy szukać innych, skutecznych środków przeciw bakteriom. Być może uda się je uzyskać z grzybów, alg czy z owadów, bo tym właśnie obecnie zajmują się naukowcy. Pozostają nam też rośliny lecznicze, które mogą w dużym stopniu odgrywać istotną rolę zarówno w profilaktyce, jak i we wspomaganiu leczenia wielu chorób. Fitoterapia jako naturalna metoda leczenia znana jest od tysiącleci i jako taka nie wymaga rekomendacji.
A co do antybiotyków – to stosujmy je w myśl sztywnej zasady: tak często, jak to bezwzględnie konieczne, i tak rzadko, jak to tylko możliwe!
Alina Rewako