Pierwszy telewizyjny występ w finale konkursu „Twarz Roku" był, jak się potem okazało, przepustką do filmowej kariery. Uroda, wdzięk, seksapil, fotogeniczność to niewątpliwe atuty, ale pani ujawniła też aktorski talent. Bez niego można zaistnieć i... szybko popaść w zapomnienie. Pani wciąż jest „na fali". A więc – uroda, talent i dużo pracy?
– Zdecydowanie tak, ale do tego potrzebna jest także odrobina szczęścia. Nigdy nie byłam zacięta i zawzięta, tylko brałam od losu to, co mi podarował. Nie walczyłam o rolę i nie rwałam włosów z głowy, jeśli nie wygrałam castingu. Nie byłam zaprogramowana na sukces. Cieszę się z tego, co mam. Moją radością jest dom, dzieci i mój ukochany.
– Jest pani gwiazdą?
– Nie, jestem Anną Przybylską, która pokazuje się na szklanym ekranie, ale poza tym jest normalną kobietą, która ma rodzinę, dom, sprząta, gotuje, robi zakupy i odwozi dzieci do szkoły. I nie mam ochrony.
– Od lat jest pani twarzą renomowanej zachodniej firmy kosmetycznej. Użyczyła też pani swej twarzy, aby promować rodzinną Gdynię, a kilka miesięcy temu otrzymała pani nominację do nagrody „Viva Najpiękniejsza". Co pani robi dla swej urody, jak dba o siebie?
– Moim zdaniem najpiękniejszą biżuterią jest zdrowe i zadbane ciało. Staram się dobrze wyglądać, dlatego od czasu do czasu odwiedzam kosmetyczkę, funduję sobie masaż i dbam o kondycję.
– Życie ze sportowcem zobowiązuje?
– Oczywiście, ale nie jestem zwolenniczką cudownych diet ani wycieńczających treningów. Od wielu już lat regularnie uprawiam sport.
– Jaki rodzaj sportu pani preferuje?
– Wszystko zależy od pogody. Zimą chodzę na siłownię, a latem jak najwięcej czasu staram się spędzać na zewnątrz i wtedy najchętniej biegam.
– Nie stosuje pani diet, oznacza to, że je pani wszystko?
– Prawie wszystko. Najlepszą dietą są zdrowe nawyki żywieniowe. Jem dużo warzyw, białego mięsa i staram się, aby było dużo błonnika. Nie jem wieczorami, a jeśli już – to coś bardzo lekkiego.
– A co ze słabościami?
– Bez nich życie byłoby smutne. Ponieważ je mam, właśnie dlatego też staram się żyć aktywnie. Mam wielką słabość do słodyczy. Uwielbiam czekoladę i zdarza się, że funduję sobie weekend z czekoladą. Przy dwójce dzieci nie jest to trudne.
– A kiedy przychodzi czas na relaks, to jak on wygląda?
– Najlepiej odpoczywam, kiedy coś się dzieje, kiedy jestem aktywna – np. podczas sprzątania. To mnie uspokaja i wycisza. Jestem osobą niecierpliwą i nie potrafię nic nie robić.
– Przez kilka lat mieszkała pani w Turcji, gdzie mąż był aktywny zawodowo, a pani zajmowała się dziećmi i domem. Teraz, po powrocie do Polski, wróciła pani na filmowy plan. Dom nie cierpi z tego powodu?
– Nie i myślę, że nigdy nie cierpiał. Staram się zachować zdrową równowagę. Aktorstwo to taki zawód, który dzisiaj daje mi pracę, ale jutro już może jej nie być. Nie oznacza to jednak, że przyjmuję dosłownie wszystko. Staram się rozsądnie gospodarować swoim czasem. Dzieci, dom i mój partner – to najważniejsze elementy mojego życia.
– Co z tureckiej kuchni na stałe wpisało się w pani jadłospis?
– W Turcji przede wszystkim nieprawdopodobnie smaczne były wszystkie warzywa. Pachniały i smakowały zupełnie inaczej niż u nas, ponieważ tam mają cały czas słońce i mogą naturalnie dojrzewać. Do tego owoce i znakomite ryby. I to pozostało w naszej kuchni, która dzięki temu jest lekka. Natomiast nigdy nawet nie gościła na naszym stole baranina.
– A tureckie słodycze podbiły pani serce?
– Niezupełnie. Tamtejsze desery są dla mnie zdecydowanie przesłodzone.
– Chciałaby pani wrócić do Turcji?
– Już nie. Po dwóch latach tam spędzonych z radością wracaliśmy do Polski. Jednak tutaj jest nasze miejsce. Boję się każdej rozłąki i jeśli zdarzy się, że Jarek będzie musiał wyjechać na dłużej, ja wyjadę razem z nim.
– A lubi pani przebywać sama ze sobą?
– Uwielbiam taki czas. Lubię samotne wyjścia do kina, kawiarni, na spacer. Jeśli tego potrzebuję, zwyczajnie organizuję sobie taki dzień i jestem bardzo szczęśliwa.
Jeśli chcesz przeczytać więcej artykułów z Poradnika Zdrowego Człowieka kliknij tutaj