Czy do tańca potrzebny jest dystans?
Tak, i to ogromny. Ale, niestety, z doświadczenia wiem, że dystans zaczyna się pojawiać u tancerzy dopiero wówczas, gdy już przestają tańczyć. Patrzą wtedy na taniec z innej perspektywy.
A kiedy Pani nabrała dystansu?
Kiedy na świat przyszła moja córka. Wraz z pojawieniem się Julki taniec przestał być dla mnie najważniejszy. Zrozumiałam też, że jestem w sytuacji, gdy już niczego nikomu nie muszę udowadniać.
Ale jednak szybko wróciła Pani na parkiet.
To prawda, ale byłam już pewniejsza siebie, wiedziałam, na co mnie stać i ile jestem warta. Wcześniej brakowało mi takiej pewności. Narodziny dziecka to we mnie zmieniły. Po trzech miesiącach wróciłam do pracy i to dość intensywnej. Dzięki temu schudłam 27 kilogramów. Wróciłam do formy i odzyskałam kondycję.
Stosowała Pani również dietę?
Nie, ponieważ od kiedy pamiętam, zawsze zwracałam uwagę na to, co jem. I tak jest nadal. Staram się unikać fast foodów, słodkich napojów gazowanych i tłustych potraw. Żyję bardzo intensywnie, dlatego jakiś czas temu zaczęłam poszukiwać własnej recepty na zdrowie. I odkryłam uzdrawiającą moc ziół.
Herbatki ziołowe pije Pani codziennie?
Staram się. Pamiętam o tym zwłaszcza w okresie wzmożonej aktywności na scenie – przed udziałem w turniejach, a także przed programem „Taniec z gwiazdami”.
Nie stosuje Pani żadnej diety?
Czasami stosuję dietę oczyszczającą. Jem warzywa, owoce i wspomagam się ziołami. Po takiej kuracji mam wrażenie, że mogę góry przenosić. Czuję się świeżo, zdrowo i lekko.
Córka – podobnie jak rodzice – lubi występować na scenie?
Nie da się ukryć, że Julia uwielbia być w centrum uwagi. Ma wspaniałą pamięć. A gdy zapomni słów jakiejś piosenki czy wierszyka, to po prostu improwizuje. Ona rzeczywiście błyszczy, niezależnie od tego, czy coś umie, czy nie. Zawsze stara się zrobić na wszystkich jak najlepsze wrażenie.
To chyba wykapany tatuś?
To prawda. Nie mam pojęcia jak to się stało, że nie ma nic z mamy. Może tylko na razie. Ona nawet śpi, tak jak Piotr [Gąsowski – przyp. red.]. Tak samo układają się do snu.
Kiedy związała się Pani z panem Piotrem, różnie mówiło się o Waszym związku. Najczęściej jednak przepowiadano, że długo razem nie przetrwacie...
A tu niespodzianka, bo przetrwaliśmy i mamy się znakomicie. Bywały trudniejsze momenty, kiedy nie wiedziałam, czy z Piotrem stworzymy rodzinę, jak będziemy żyć. Ale z czasem wszystko się poukładało i dzisiaj jesteśmy szczęśliwi. Nie odbiegamy od reszty par. Jak w każdej relacji, tak i u nas zdarzają się wzloty i upadki. Najważniejsze jest jednak to, aby mimo tych gorszych momentów nadal być ze sobą i czerpać ze związku jak najwięcej dobrego. Nam się to szczęśliwie udaje.
Wraca Pani wspomnieniami do Waszego pierwszego spotkania?
Pamiętam wszystko dokładnie! Ale to nie jest tak, jak pani myśli. Hasło „taniec zbliża” jest moim zdaniem lekko przereklamowane. Taniec nie ma nic wspólnego z prawdziwymi emocjami. Proszę mi powiedzieć, ilu trwałym związkom dał początek „Taniec z gwiazdami”? Było przecież aż trzynaście edycji tego programu. I już mamy odpowiedź. Życie to nie film. Człowieka od razu nie trafia grom z jasnego nieba. Ja po prostu miałam wiele szczęścia. Zarówno Piotr, jak i ja byliśmy samotni. Bardzo szybko złapaliśmy nić porozumienia. Jakoś tak wyszło, że zafascynowała go tancerka. A później wszystko nam się pięknie poukładało…
A myślicie o drugim dziecku?
Prawdę mówiąc, obydwoje jesteśmy za bardzo zajęci pracą. Nareszcie ziściły się moje marzenia związane z teatrem. Muszę się więc tym teraz nacieszyć. Wierzę, że to dobry start do osiągnięcia czegoś jeszcze. Czuję, że to nie koniec, ale dopiero początek mojej pięknej przygody.
Niechaj więc będzie naprawdę piękna! Tego życzę i dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Beata Cichecka