Co Pana najbardziej relaksuje?
Prowadzenie samochodu. A jeżdżę dużo i to po całej Polsce. Wielokrotnie proponowano mi zatrudnienie kierowcy, ale konsekwentnie odmawiam. Jazda samochodem to dla mnie przyjemność i nie zamierzam tego sobie odbierać. Daje też dodatkowe korzyści – często po występach mam argument, żeby odmówić udziału w jakimś bankiecie, bo przecież prowadzę samochód (śmiech).
A gdyby zamknął Pan oczy i pomyślał o czymś przyjemnym, to co Pan wtedy zobaczy? Ma Pan coś, co trzyma Pana przy życiu?
Przy życiu trzyma mnie wiosna. Uwielbiam, jak przyroda budzi się do życia. Ciągle na to czekam i odliczam dni do momentu, aż dni znowu będą długie i jasne. Przyszło mi to z wiekiem. Kiedyś nie zwracałem uwagi na to, czy jest wiosna, czy zima. Teraz uwielbiam patrzeć, jak rozwijają się pierwsze listki. Mam wtedy wrażenie, że budzę się do życia razem z nimi. To o tym myślę, gdy zamykam oczy.
Jest Pan zaangażowany w różne projekty komputerowe skierowane do seniorów. Dlaczego?
Na pewno nie dlatego, że znam się na komputerach, bo się nie znam. Zostałem poproszony, żeby taką ideę poprzeć, i to robię. Mówię ludziom: „Interesujcie się komputerami, bo to pomaga w życiu”. Mimo że ja sam jestem raczej słaby, jeżeli chodzi o informatykę. Oczywiście potrafię przeczytać i wysłać maile, wejść na kilka portali czy zrobić przelew pieniężny. Tylko tyle, ale więcej mi nie potrzeba.
A ma Pan jakiś pomysł, żeby ludzie w jesieni swego życia byli z siebie zadowoleni, żeby wszystko im się w miarę poukładało?
Odpowiem anegdotą. Podczas jednego ze swoich występów kabaretowych opowiadam, że gdy byłem młodym aktorem i w latach siedemdziesiątych pracowałem w teatrze w Tarnowie, mieliśmy tam taką wieloosobową garderobę. Było nas sześciu młodych facetów. Siedział z nami też jeden aktor – staruszek. I gdy to sobie teraz uświadamiam, to dochodzę do wniosku, że ten aktor miał wtedy tyle lat, co ja teraz, ale wtedy wydawał mi się starcem. Niedawno zmieniłem więc zdanie – on był w średnim wieku, a nawet dopiero wchodził w wiek średni.
Pytał pan o radę. Rada jest zawsze indywidualna, nie ma obiektywnych rad, mogących dotyczyć wszystkich. Radziłbym starszym ludziom, żeby po prostu byli zdrowi, żeby nie chorowali. Ale jak to zrobić…
A Pan jakoś szczególnie dba o swoje zdrowie? Ma Pan dobre nawyki żywieniowe i świadomość, że powinno się jeść więcej ryb, a mniej tłustych golonek?
Świadomość mam. Staram się jadać bardziej zdrowo niż niezdrowo, co oczywiście nie znaczy, że mi się to udaje. Ale czasami sobie myślę: „A tam, dlaczego mam się katować i jeść jakieś otręby, które są niedobre? Zjem sobie to, co lubię”. Choć golonka przestała mi ostatnio smakować...
Czyli przykładem raczej Pan być nie może?
Przy takim trybie życia, jaki prowadzę? Gdy kręcę film czy serial i na planie jestem od rana do późnego wieczora, to jem to, co akurat dają w barobusie. Człowiek wpada tam na chwilę i łapie kanapkę albo inne śmieciowe jedzenie. Zdrowe to na pewno nie jest.
A poza pracą? Wiem, że lubi Pan gotować. Z jakich produktów powstają dania w Pana kuchni?
Nie jestem eksperymentatorem – podczas gotowania odwołuję się do tradycyjnej kuchni moich rodziców. To zwykłe, polskie jedzenie.
Mięso musi być?
Teraz dużo się mówi o wegetarianizmie, ale uważam, że człowiek jest istotą wszystkożerną. Krowa nie będzie jadła mięsa, a tygrys nie będzie jadł trawy, prawda? A człowiek je i to, i to. Tak to jest i prawdopodobnie się nie zmieni. Chyba po prostu potrzebujemy tego mięsa, tego białka. Oczywiście mówią, że jest fasola czy soja, że można zastąpić białko zwierzęce. Może i można, ale ja uważam, że nie warto za mocno kombinować.
Co Pana najbardziej denerwuje?
Jestem dość ostrożny w kontaktach i ludzie często się dziwią. A jak słyszę „Cześć, Ferdek!”, to dostaję białej gorączki. Wielu zapomina, że aktor to też człowiek. Uprawiam ten zawód na pewno nie po to, żeby wszyscy wytykali mnie palcami i traktowali jak własność publiczną.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Stach Antkowiak