Niesamowita, zapierająca dech w piersi szybkość, a także przerażenie i strach – takie skojarzenia ma większość z nas na myśl o skokach spadochronowych. Tymczasem „nurkowanie w powietrzu” wcale nie jest takie straszne. W dodatku spadochroniarstwo jest – przynajmniej statystycznie – znacznie bezpieczniejsze niż większość sportów uprawianych na ziemi. A uprawiać podniebne skoki mogą zarówno kilkuletnie dzieci, jak i osoby dobiegające stu lat.
Wszystko zaczęło się ponoć ponad 2200 lat przed naszą erą w Chinach. Ówczesny cesarz Shun na skutek pożaru zmuszony został do skoku z dachu wysokiego budynku. Aby złagodzić upadek rozłożył ponad głową… dwa duże słomkowe kapelusze. I w ten sposób wymyślił zupełnie nową dyscyplinę – spadochroniarstwo.
Kod Leonarda, wyliczenia Newtona
Od tego czasu wielu śmiałków próbowało wykorzystywać najróżniejsze przedmioty do tego, by spowolnić upadek z wysokości. Eksperymentowano z rozłożystymi płatami materiałów, próbowano wykorzystywać parasole. Jednak prawdziwy spadochron zaprojektował dopiero żyjący w XV wieku znakomity artysta i wynalazca Leonardo da Vinci. W jednym z rozdziałów „Kodeksu Atlantyckiego” znajdujemy opis spadochronu, który swoimi rozmiarami przypomina współczesne konstrukcje. Brak dowodów na to, że Leonardo testował swój wynalazek w praktyce, ale na postawie jego szkiców Brytyjczyk Adrian Nicholas w 2000 roku skonstruował idealną replikę urządzenia, po czym wykonał na nim udany skok.
Spadochroniarstwem interesował się również Isaac Newton, który w 1710 roku opracował pierwszą matematyczną teorię spadochronu, dzięki czemu kolejni eksperymentatorzy mogli konstruować coraz skuteczniejsze urządzenia zapewniające bezpieczne lądowanie po skoku z wysokości. W 1783 roku Sebastian Lenormand wykonał pierwszy skok z wieży obserwatorium na urządzeniu, które nazwał parachute (z francuskiego para – przeciw, chute – opadanie).
Pierwsze kroki w chmurach
Rozwój konstrukcji spadochronowych nieodłącznie łączył się z rozwojem baloniarstwa. Pierwsi śmiałkowie wznoszący się pod niebo, potrzebowali bowiem czegoś, co w razie awarii balonu pozwoli im wrócić bezpiecznie na ziemię. Pierwsze spadochrony były więc zazwyczaj sztywnymi konstrukcjami podwieszanymi nad koszem balonu. W 1785 roku Jean Pierre Blanchard skonstruował pierwszy spadochron umożliwiający natychmiastowe użycie. Początkowo testował swój wynalazek, wyrzucając z balonu… psa. Jednak podczas jednego z lotów jego balon zaczął się niebezpiecznie rozdymać i śmiałek zmuszony był sam skorzystać ze spadochronu, skacząc z wysokości 1000 metrów. Był to pierwszy przypadek, w którym spadochron uratował życie pasażerowi statku powietrznego.
Kolejny (dosłownie i w przenośni) skok w rozwoju spadochroniarstwa wykonał Andre Jacques Garnerin. W 1797 roku skonstruował spadochron bez żadnych usztywnień i wypróbował go osobiście, skacząc z balonu z wysokości 700 metrów. Był to pierwszy nieprzymusowy skok ze spadochronem, a Garnerin powtarzał go potem jeszcze wielokrotnie – przez kolejne 40 lat wraz z żoną i bratanicą odwiedzał różne miasta Europy, wykonując skoki spadochronowe.
Prawie całe następne stulecie wynalazcy głowili się nad tym, jak usprawnić spadochron. W 1890 roku Niemiec Paul Lattemonn skonstruował pierwsze składane urządzenie tego typu. Czasza była przymocowana na krawędzi balonu i przywiązana linkami do uprzęży na skoczku. Gdy ten opuszczał gondolę balonu – jednocześnie wyciągał złożony spadochron z pokrowca.
Nowe wyzwanie – samolot
Jednak z początkiem XX wieku znów trzeba było szukać nowych rozwiązań. Na niebie, na którym dotąd królowały powolne balony, pojawiły się mknące z zawrotnymi prędkościami samoloty. Choć za ich sterami zasiadali zazwyczaj nieustraszeni piloci, należało pomyśleć nad tym, jak zabezpieczyć ich przed upadkiem z przestworzy. Dotychczas stosowane urządzenia nie dawały rezultatu – głównie ze względu na konstrukcję i rozmiary.
Pierwszym śmiałkiem, który odważył się skoczyć ze spadochronem z samolotu, był amerykański kapitan Albert Berry. 1 marca 1912 roku wyskoczył on na wysokości 450 m i w połowie drogi do ziemi szczęśliwie otworzył swój spadochron. Użył przy tym spadochronu przymocowanego do pleców wedle pomysłu swojego kolegi pilota – Leo Stevensa. Mniej więcej w tym samym czasie w przeciwnej części globu rosyjski konstruktor Gleb Kotielnikow skonstruował własny spadochron o czaszy z jedwabiu wielkości 54 m². Chcąc uniknąć ich splątania w locie – linki biegnące od czaszy do uprzęży podzielił na grupy, a cały spadochron umieścił w specjalnym plecaku z deską i dwiema sprężynami, które po zwolnieniu blokady wypychały zawartość plecaka na zewnątrz. Był to pierwszy w historii spadochron plecakowy. Niestety, pomysł ubierania pilotów w spadochrony nie znalazł zrozumienia w carskim sztabie generalnym.
Dopiero I i II wojna światowa, a konkretnie prowadzone podczas nich działania lotnicze i desantowe stały się motorem do rozwoju spadochronów. Rosjanie wykorzystywali kwadratowy spadochron konstrukcji Łobanowa, Amerykanie trójkątne spadochrony Hoffmana i okrągłe Irvina. Włosi mieli swój spadochron „Salvator”, a Japończycy „Nanaka”.
Sportowe spadanie
Coraz częściej skoki spadochronowe traktowano również jako sport – w 1919 roku w Atlantic City w USA odbyły się pierwsze zawody spadochronowe z udziałem Amerykanów, Brytyjczyków, Belgów, Francuzów i Włochów. Zwyciężył wówczas Francuz Jean Ors. Trzy lata później w Rzymie odbyły się pierwsze zawody spadochronowe w Europie.
Na czym polega rywalizacja spadochroniarzy? Rzecz jasna nie na tym, kto pierwszy dotknie ziemi. Skoczkowie rywalizują jednak w zawodach na celność lądowania (aby być mistrzem, spadając z nieba, trzeba trafić prosto w punkt o wielkości 30 cm). Prześcigają się również w wykonywaniu podniebnych akrobacji. Albo skacząc w liczących kilkadziesiąt osób grupach, starają się układać w powietrzu skomplikowane figury.
Polak potrafi – nawet z balkonu
W rozwój i propagowanie spadochroniarstwa niemały wkład mieli również Polacy. Już w 1647 roku osiadły w Polsce inżynier weneckiego pochodzenia – Tytus Boratini skonstruował model powietrznego statku o ruchomych skrzydłach i urządzeniu spadochronowym. Zaś pod koniec XVIII wieku autorski projekt spadochronu stworzył Jan Piotr Norblin – nauczyciel dzieci księcia Adama Czartoryskiego.
Jednym z pierwszych skoczków spadochronowych w Polsce był natomiast Józef Dzikowski, który od 1889 roku na własnoręcznie skonstruowanym spadochronie wykonywał regularnie skoki z… własnego balkonu, czym zachwycił najpierw mieszkańców Warszawy, a potem – Petersburga, gdzie się przeniósł (wówczas jeszcze nikt nie myślał o ściganiu BASE jumperów). To Dzikowski namówił do skoku ze spadochronem pierwszą Polkę – Janinę Majewską. Innym, nie mniej odważnym, polskim skoczkiem był wówczas Zenon Szymański, który popisywał się skokami ze spadochronem na rowerze.
Ale najodważniejszym ówcześnie spadochroniarzem w Polsce, a może nawet w Europie, był Józef Drewnicki. Mężczyzna wraz ze swoją żoną Olgą organizował pokazy skoków ze spadochronem z balonu. Jego popisowy numer polegał na dodatkowych ewolucjach na trapezie, wykonywanych podczas opadania.
W latach międzywojennych spadochroniarstwo stało się w Polsce sportem niezwykle popularnym. W Legionowie koło Warszawy powstały polskie zakłady produkujące spadochrony na licencji amerykańskich Irvinów. Pod koniec lat dwudziestych całe polskie lotnictwo wojskowe wyposażone było w nowoczesne spadochrony.
Czym skorupka za młodu…
Spadochroniarstwo było też popularne wśród ówczesnej młodzieży. Działająca w kraju Liga Obrony Powietrznej Państwa promowała spadochron jako znakomite narzędzie pomocnicze każdego lotnika. Organizowała również kursy spadochronowe dla młodzieży. Z inicjatywy LOPP powstawać zaczęły w Polsce wieże spadochronowe – pierwsza z nich została zbudowana w 1936 roku na Polu Mokotowskim w Warszawie. Do czasu wybuchu II wojny w Polsce stanęło w sumie 17 wież, z których najwyższa i najnowocześniejsza była 50-metrowa wieża w Katowicach.
Nic dziwnego, że po wybuchu wojny wielu młodych skoczków spadochronowych zasiliło jednostki powietrzno-desantowe aliantów. Wielu z nich trafiło do stworzonej w 1941 roku 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej pułkownika Stanisława Sosabowskiego. Inni – ci którzy pozostali w okupowanej Polsce – weszli w skład walczącego w Powstaniu Warszawskim Batalionu Strzelców Spadochronowych Parasol.
Po wojnie – mimo trudności polegających głównie na dostępie do sprzętu – spadochroniarstwo w Polsce wciąż zyskiwało nowych sympatyków. W 1952 roku w Warszawie przeprowadzono I Krajowe Zawody Spadochronowe, a trzy lata później nasi zawodnicy startowali już w zawodach międzynarodowych. Od tamtego momentu do dziś polscy spadochroniarze pozostają w ścisłej światowej czołówce zdobywając puchary i tytuły mistrzowskie.
Skakać każdy może
Aby skakać ze spadochronem, nie trzeba jednak wcale być sportowcem. Tak naprawdę, do oddania skoku nie potrzeba w zasadzie nic, poza odwagą. Amatorom mocnych wrażeń z pomocą przychodzą współcześnie liczne firmy oferujące tzw. skoki w tandemie, czyli podwójnej uprzęży. Skoczek spięty jest z doświadczonym instruktorem i wykonuje cały lot pod jego okiem. Nie musi więc zaprzątać sobie głowy niczym, poza uciechą z podniebnej zabawy. Taka forma skoków – pomimo dość wysokiej ceny (w Polsce jest to ok. 500 zł za skok) – robi się coraz popularniejsza. Skoki ze spadochronem wykonuje się z okazji urodzin, ślubu, matury, czy np. wieczoru panieńskiego. Skaczą i mali, i duzi – wśród śmiałków znajdują się i kilkuletnie dzieci, i 90-letni staruszkowie (dla uczczenia swoich 80, 83, a potem także 85 urodzin skoczył na spadochronie były prezydent USA George Bush, a najstarszą polską spadochroniarką jest licząca 84 lata Krystyna Zbyszyńska).
Dlaczego? Być może dlatego, że skok na spadochronie to przeżycie wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Wiąże się z przełamaniem własnego lęku i słabości, stąd też wykorzystywane bywa nawet w terapii psychologicznej. W dodatku skok z samolotu na wysokości 4000 metrów powoduje wydzielanie się olbrzymich ilości adrenaliny, której działanie – wyraźne pobudzenie i euforię – czuć jeszcze długo po wylądowaniu na ziemi. Wydzielają się w trakcie lotu również endorfiny – hormony szczęścia. Swobodnie opadając, człowiek przez kilkadziesiąt sekund czuje się niczym zawieszony w powietrzu ptak. To znakomita forma walki ze stresem.
Nic dziwnego, że wielu z tych, którzy skoczyli po raz pierwszy, natychmiast „łapie bakcyla” i potem wraca w przestworza, by skakać samodzielnie. Najpierw jednak osoby te muszą przejść szkolenie teoretyczne, zrobić badania lekarskie, a także zdobyć licencję spadochronową pod okiem doświadczonych instruktorów. A to nie jest już ani proste, ani łatwe. Ani niestety nie tanie – kurs spadochronowy kosztuje 3–4 tys. złotych. Zakup własnego, nowego spadochronu to wydatek rzędu 15 tysięcy złotych (choć używany spadochron można kupić już za połowę tej kwoty). Do tego dochodzą jeszcze niezbędne skoczkowi elementy wyposażenia: wysokościomierz, sygnalizator akustyczny wysokości, gogle, kask i kombinezon.
Wyzwania i rekordy
Nie zniechęca to jednak kolejnych śmiałków – z roku na rok miłośników spadochroniarstwa w Polsce i na świecie przybywa. Padają też kolejne rekordy – w połowie sierpnia 2010 roku w okolicach Włocławka 103 skoczków spadochronowych z 31 krajów pobiło rekord świata, tworząc w locie podniebną figurę. Formacja została utworzona podczas Euro Big Way Camp 2010 – największej imprezy spadochronowej w Europie. Wielkim sukcesem skoczków, którzy wyskoczyli jednocześnie z pięciu lecących bardzo blisko siebie samolotów, było również to, że utrzymali tę figurę w powietrzu przez 10,5 sekundy. To niezwykle trudne – lecieli przecież z prędkością 200 km/h.
Zapomnieć o barierach
Mało kto ma świadomość, że skoki spadochronowe mogą być znakomitą formą terapii. Na przykład dla osób dysfunkcyjnych i niepełnosprawnych. Osoby takie często podejmują wyzwania związane z bardzo ekstremalnymi sportami. Wiąże się to z ich doświadczeniami życiowymi, mają też większą odwagę by spełniać swoje marzenia. Są osoby niepełnosprawne, np. z porażeniem mózgowym, które traktują skoki spadochronowe w tandemie z doświadczonym instruktorem jako bezpieczną przygodę. W Polsce jest pięciu instruktorów skaczących z osobami niepełnosprawnymi – niewidomymi, z porażeniem mózgowym, osobami poruszającymi się na co dzień na wózkach. Osoby niepełnosprawne twierdzą, że w czasie skoku „nie czują” swojej niepełnosprawności. Jeśli więc zastanawiacie się, gdzie można by wyskoczyć w weekend z przyjaciółmi, podpowiadamy: może na spadochronie?
Michał Piotrowski