Ajurweda jest jednym z najstarszych kompletnych systemów, a lepiej powiedzieć medyczno-leczniczym traktatem, posiadającym własną wewnętrzną logikę, praktykę i metody leczenia.
W chwili obecnej ajurweda, odwołująca się do zupełnie innego kanonu medycznego niż konwencjonalna medycyna europejska, zaczyna świętować tryumfy, z racji skuteczności i odwoływania się do innych wartości, doceniania innych przesłanek. Lecznice stosujące starodawne metody leczenia bramińskiego przeżywają oblężenia klientów. Na czym więc polega cudowność ajurwedy
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, należy zacząć od systemu medycznego, jaki przez lata rozwijał się w starożytnych Indiach. Szkoły medyczne funkcjonujące na terenie wielkich miast prowadziły zunifikowany 7-letni proces nauczania, w którym mistrzowie wprowadzali uczniów we wszystkie arkana zawodu. Po zakończeniu edukacji adepci składali przysięgę lekarską o treści bardzo zbliżonej do analogicznej, jaka obowiązywała lekarzy starożytnego Egiptu i Sumeru.
Lekarze czerpali wiedzę z praktyki, posługując się manekinami. Różnymi typami narzędzi, wykonywali na nich cięcia chirurgiczne, szyli rany i nastawiali złamane kości. Podstawą wiedzy medycznej, podobnie jak i dziś, była doskonała znajomość anatomii.
W Ajurwedzie jest następujący zapis: „Należy wziąć człowieka, który zmarł śmiercią naturalną, wypłukać mu jelita i żołądek i na 7 dni wrzucić jego ciało do wody o niezbyt silnym prądzie, zawijając je w łyko i umieszczając w klatce, aby ciała nie pożarły ryby. Po wydobyciu z wody miotełką z włosia należy ostrożnie zeskrobywać poszczególne warstwy tkanek, poczynając od skóry, i stopniowo wnikać do wnętrza”. W tak praktyczny sposób poznawano budowę układu mięśniowego i kostnego.
Należy zauważyć, że lekarze starożytnych Indii już wiedzieli np. o istnieniu limfy, którą w Europie odkryto dopiero w XIX wieku!
Wielką wagę przywiązywano do rozlicznych tchnień (pran), którym przypisywano wykonywanie czynności. Było więc tchnienie spędzające pokarm w dół ciała, inne poruszało członkami, kolejne „wytwarzało” mowę, jeszcze inne wypychało dzieci z łona matek. Prany podlegały głównej sile kosmicznej będącej niezidentyfikowaną formą energii oddziaływającą na ciało człowieka. Ale poza tymi irracjonalnymi dogmatami nie lekceważono wspierania natury wciąż doskonalonymi lekami. Zapisane receptularze mówią o istnieniu aż 700 różnych leków; niektóre z nich nie są poznane do chwili obecnej. Doskonale wiedziano, jak przeciwdziałać skutkom jadowitych ukąszeń owadów i gadów. Potrafiono zapobiegać i zwalczać stany zapalne, goić stłuczenia i leczyć dolegliwości żołądkowe, a także trawienne. Lęk przed chorobami zakaźnymi legł u podstaw dokonywania sztucznych uodpornień, szczególnie przeciwko ospie, która powodowała śmierć 1/3 chorych. Odkryto mianowicie metodę polegającą na zeskrobywaniu krost ze skóry ozdrowieńców, ich suszeniu, proszkowaniu, a następnie podawaniu osobom zdrowym w postaci donosowej tabaczki.
Hindusi wierzyli, że właściwymi interpretatorami ajurwedy mogą być jedynie osoby, które ukończyły studia medyczne, ale statusem kawiraja, czyli jednocześnie lekarza i uzdrawiacza obdarzano tych, którzy mieli talent i umiejętności leczenia, przez co rozumiano również posiadanie daru czytania losu oraz umiejętność rozszyfrowania kodu choroby. Stosowano więc w procedurze leczenia zarówno metody farmaceutyczne, jak i indukcję psychologiczną i psychoterapię. Aby siły uzdrawiania wzmocnić, odsłony theatrum medicum odbywały się w głębi dżungli i jaskiń, w miejscach tajemnych, gdzie genius loci dodatkowo chronił lekarza przed utratą mocy. Medyk hinduski naruszający normy moralne i obyczajowe nieodwołalnie tracił status kawiraja – lekarza dusz i ciał. Oczywiście wiele metod okazywało się być nieskutecznymi i z tych względów konieczne było posługiwanie się magią. Próbowano przy jej pomocy przenosić choroby na zwierzęta i tak np. za najlepszych „biorców” gorączek uważano żaby, a żółtaczek papugi, co nie zmienia faktu, że wielusetletnia praktyka, bystra obserwacja dawały ludności Indii wielokrotnie więcej niż to miało miejsce w ówczesnej Europie.
Dr n. med. Michał Wysoczański